Hubert Wołąkiewicz: Za dużo było tiki-taki

Lekko, łatwo i przyjemnie - tak można określić triumf Lecha nad Wisłą. Hubert Wołąkiewicz znalazł jednak kilka mankamentów w grze swojej drużyny.

- Nie spodziewałem się takiego obrazu widowiska. Wisła to jednak Wisła i nawet w tym meczu momentami nam zagrażała. Nie powiedziałbym, że to było łatwe i przyjemne zwycięstwo. Aż do gola na 3:0 musieliśmy być skoncentrowani. Dopiero gdy Kasper Hamalainen trafił do siatki, nieco się uspokoiliśmy - oznajmił Hubert Wołąkiewicz.

Zespół Mariusza Rumaka prowadził 2:0 już po jedenastu minutach. Spokojnie mógł ten wynik podwyższyć, ale w jego akcjach szwankowało wykończenie. - Było w tym sporo naszej winy. Powinniśmy kontynuować dobrą grę z pierwszych fragmentów, gdy atakowaliśmy bokami i stworzyliśmy w ten sposób mnóstwo sytuacji. Później niepotrzebnie oddaliśmy rywalowi inicjatywę. To był nasz minus - dodał doświadczony stoper.

Lechici próbowali momentami wejść z futbolówką do bramki, co też utrudniało im strzelanie goli. - Zaraz po zejściu na przerwę wytknęliśmy sobie ten mankament. Zaczęła się niepotrzebna tiki-taka. W ten sposób można sobie grać prowadząc różnicą pięciu bramek, a nie dwóch. Utrata nawet jednego gola mogłaby wywołać nerwowość. Dlatego nie mogliśmy gubić koncentracji. Rozstrzygające dla losów spotkania było dopiero trafienie Kaspera Hamalainena - zaznaczył Wołąkiewicz.

Czy kolosalne problemy kadrowe Białej Gwiazdy nie wprowadziły rozprężenia w szeregach Kolejorza? - Jak już wspominałem, Wisła to Wisła. Każdemu mogą się zdarzyć kłopoty, a my musieliśmy po prostu odnieść zwycięstwo. Taki plan dotyczy każdej z siedmiu kolejek rundy finałowej. Poza tym chcieliśmy potwierdzić, że dobra dyspozycja z ostatnich meczów nie była przypadkiem. Cieszę się, że to zrobiliśmy - zakończył.

[event_poll=27446]

Źródło artykułu: