Krakowianie przegrali kolejno ze Stomilem Olsztyn i Dolcanem Ząbki. - Wszyscy wiemy doskonale, że dwa ostatnie nas mecze ligowe nie były najlepsze w naszym wykonaniu. Musieliśmy popracować w ciszy i spokoju, by poprawić naszą grę na tyle, żeby było to widać z Wartą i żeby myśleć o trzech punktach. Zawsze jeśli drużynie nie idzie, to taka przerwa jest pomocna, bo można zdiagnozować przyczyny słabej gry. Podchodzę teraz z dużym optymizmem do meczu z Wartą, bo to nie jest tak, że drużyna Cracovii zapomniała jak grać w piłkę - podkreśla trener Cracovii Wojciech Stawowy.
- Po meczu z Dolcanem widziałem osoby sfrustrowane, ale miałem też kontakt z ludźmi, którzy wiedzą, że w sezonie zdarzają się słabsze momenty, z których trzeba umieć wyjść. Generalnie otoczenie było jednak niezadowolone i skupiało się na mnie, co jest dla mnie jednak zrozumiałe. Tyle, że ja w Cracovii nie jestem nowicjuszem i takie "trzęsienia ziemi" miały miejsce. Teraz mogłem sobie wrócić pamięcią do ówczesnej II ligi, kiedy walczyliśmy o awans i przez cały sezon nie byliśmy liderem, będąc na 3. czy 4. miejscu i pamiętam, jak przy ławce rezerwowych miałem swoich opiekunów, którzy bronili mnie przed tymi, którzy głośno wyrażali swoje niezadowolenie. Mnie zawsze w Cracovii bronił jednak wynik. Jestem przekonany, że tak samo będzie teraz. Rozumiem jednak te reakcje, przyjmuję to na klatę - dodaje opiekun Pasów.
Mimo dwóch kolejnych porażek Cracovia wciąż jest w czubie tabeli, a szanse na awans do ekstraklasy ma w tej chwili większe niż przed rozpoczęciem rundy wiosennej, na co uwagę zwrócić też jej trener: - Tak blisko ekstraklasy jak teraz jeszcze nie byliśmy. Odrobiliśmy stratę do Floty Świnoujście. Poza tym nie jest tak, że tylko my tracimy punkty, ale inni rywale też. Warto być cierpliwym, warto być konsekwentnym. Nerwowe i nieprzemyślane ruchy mogą sprawić, że cel, który się chce osiągnąć, będzie trudniej osiągnąć. To nie jest kryzysowa sytuacja. Liczymy się w walce o awans i nie możemy tej szansy stracić.
W meczu z Dolcanem drużyna Stawowego została wygwizdana przez własną publiczność, a deprymujące okrzyki i gwizdy pojawiły się już w 20. minucie gry jeszcze przy stanie 0:0. - Jeśli ktoś musi wyładować swoje niezadowolenie, to stadion Cracovii ma to do siebie, że można przyjść blisko ławki trenerskiej i można tam mi "nawrzucać", wyżyć się na mnie. Ale chłopakom trzeba dać grać. Oni grają tak, jak ja chcę. Jeśli grają nie tak, to jest to moja wina. Chciałbym, żeby kibice pomogli swoim dopingiem drużynie. Oni na to bardzo liczę i czekają. Proszę o to w ich imieniu - apeluje Stawowy.