- Wynik na pewno nie cieszy, gra momentami również nie, bo przez część czasu była wręcz słaba. Trudno być zadowolonym z tego, co widzieliśmy. Każdy spodziewał się bowiem innego rezultatu. Chyba nie wszyscy zawodnicy sprostali randze tego spotkania. Okazuje się jednak, że nie tylko reprezentacja Polski miała problemy. Włosi męczyli się do ostatnich minut z Cypryjczykami, swój mecz przegrali Francuzi. To doskonale pokazuje, iż nie jest ważne, kto jest przeciwnikiem. Liczy się to, co my sami prezentujemy. A do gry naszych piłkarzy można było mieć wiele uwag krytycznych, co nie jest zresztą żadnym odkryciem - otwarcie przyznaje Zamilski, który w trakcie meczu drużyny Leo Beenhakkera, przebywał na zgrupowaniu z młodzieżową reprezentacją. Ale jego podopieczni również nie zachwycili i przegrali ze Szwecją 0:1.
Słaby początek biało-czerwonych w eliminacjach do mistrzostw świata w RPA na pewno nie wróży dobrze. Ale jeśli przypomnimy sobie porażkę z Finlandią sprzed dwóch lat i późniejszy awans na Euro, remis ze Słowenią wcale nie musi być najgorszy. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? - Ja nie jestem od prognozowania i przepowiadania pogody. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie. A co do meczu ze Słowenią, to dobrze, że nie przegraliśmy. Rywale mieli bowiem okazje ku temu, aby wygrać. Gdyby nie Fabiański i Wasilewski w pewnej sytuacji, inaczej mówilibyśmy o tym spotkaniu - odpowiada Zamilski.
Zdaniem trenera polskiej młodzieżówki, dobrą wiadomością jest, że naszym najbliższym rywalem będzie zespół San Marino. - To teoretycznie najsłabsza drużyna w grupie. Mamy szansę nie tylko wygrać, ale i również przećwiczyć niektóre warianty gry. Bardzo prawdopodobne bowiem, że w kadrze zajdą pewne zmiany. Wspomnę choćby przykład Bosackiego, który boisko opuszczał kontuzjowany - kończy.