Błaszczykowski dla SportoweFakty.pl: Na razie tylko marzę o Liverpoolu

Po świetnych występach w Bundeslidze i dobrych meczach w reprezentacji Polski Kubą Błaszczykowskim zainteresował się Liverpool. Rzekomo Anglicy są w stanie wyłożyć za pomocnika Borussii Dortmund aż 7 milionów euro. Sam piłkarz podchodzi do takich spekulacji spokojnie i przekonuje, że jego priorytetem jest dobra gra dla w barwach Borussii i reprezentacji.

W sobotnie popołudnie Borussia Dortmund podejmowała Bayern Monachium. Już w 8. minucie Jakub Błaszczykowski fenomenalnym strzałem wyprowadził piłkarzy z Westfalii na prowadzenie. "Kuba" z 16 metrów zewnętrzną częścią stopy huknął w samo okienko bramki Michaela Rensinga a temu pozostało tylko wyciągnąć piłkę z siatki. Kolejne minuty Bayern rozgrywał w dziesiątkę, ale mimo to udało mu się doprowadzić do remisu. Bramkę na wagę jednego punktu zdobył na szesnaście minut przed zakończeniem meczu Tim Borowski. Błaszczykowski został bohaterem spotkania, choć mimo to jego radość nie była pełna. Żal mu straconej szansy na zainkasowanie trzech punktów.

- Na pewno bramka była bardzo ładna, ale do końca ta radość nie była taka jak po zwycięstwie. Z przebiegu tego meczu wynika, że powinniśmy wygrać. Większość czasu graliśmy w przewadze i to my byliśmy lepsi. Ten remis właśnie troszeczkę zmącił moją radość. Ale zdobyć takiego gola z taką drużyną to na pewno powód do dumy - mówi wyraźnie zadowolony Błaszczykowski.

Dla Błaszczykowskiego było to już drugie trafienie w meczach z Bawarczykami. W poprzednim sezonie w Superpucharze Niemiec 22-latek równie pięknym strzałem pokonał golkipera drużyny z Monachium. - No tak to już druga bramka zdobyta w meczu z Bayernem. Graliśmy z nimi w Superpucharze i też zdobyłem bramkę. Nie można powiedzieć, że nie mam do nich szczęścia, bo na cztery mecze trzy były bardzo dobre i do tego zdobyłem dwie bramki. Nie ma jednak też sensu mówić, że o moją postawę w kolejnych meczach z Bayernem można być spokojnym. Wszystko zależy od dyspozycji dnia - skromnie wyjaśnia piłkarz.

Na forach internetowych kibiców Borussii wybuchła euforia. "Żółto- czarni" z Bayernem rozegrali świetnie spotkanie i fani wierzą, że jest to znakomity prognostyk przed kolejnymi ligowymi zmaganiami. Wychowanek KS Częstochowa podchodzi do sprawy jednak spokojniej i przyznaje, że tylko walka w każdym meczu może zespołowi Borussii przynieść końcowy triumf. - Ja jestem daleki od takich twierdzeń, że spokojnie walczymy o mistrza. Musimy grać tak, żeby w każdym spotkaniu wygrywać. Musimy skupiać się na najbliższym meczu. Jeżeli będziemy, co kolejkę inkasować komplet punktów będzie dobrze. Nie ma, co prorokować na podstawie jednego spotkania. Niemiecka ekstraklasa to przecież czołowa liga na świecie - tonuje optymizm kibiców z Dortmundu "Kuba".

Od kilku dni polskich kibiców elektryzuje informacja o rzekomej ofercie wielkiego Liverpoolu dla Błaszczykowskiego. Anglicy podobno proponują aż 7 milionów euro. Działacze Borussii nie są jednak do odejścia Polaka nastawieni pozytywnie, bo widzą w nim w przyszłości wielką gwiazdę. Sam piłkarz do sprawy podchodzi z dużym dystansem i nie emocjonuje się medialnymi doniesieniami. - Jak mówiłem, czytałem o tym tylko w prasie. Ze mną i z moim agentem nikt się nie kontaktował. Takie informacje zawodnika niby dowartościowują, ale inna sprawa na ile te plotki są prawdziwe. Wiadomo, że teraz o Liverpoolu mogę tylko marzyć i nie chcę dywagować, co będzie jak pojawi się jakaś oferta - ucina krótko spekulacje.

Zapewne jednak ambicje byłego pomocnika krakowskiej Wisły sięgają wyżej niż przeciętna drużyna niemieckiej Bundesligi. Reprezentant Polski zaprzecza jednak, że spieszy mu się do opuszczenia drużyny Jurgena Kloppa i skupia się na grze w barwach BVB. - Ja cieszę się z tego, że mogę grać w Borussii. W takim klubie realnie podnoszę swoje umiejętności, więc nie wiem, czemu miałbym odchodzić już teraz. Początek sezonu, zagrałem dobre dwa mecze i rozpoczęła się wielka euforia w prasie. Ocenimy to po zakończeniu rundy. Ja skupiam się na wykonywaniu jak najlepiej swojej pracy a nie na podniecaniu się prasowymi spekulacjami - Błaszczykowski trzeźwo ocenia.

Czy to może być sezon Kuby Błaszczykowskiego? Wszystko wskazuje, że tak. Sam piłkarz jest jednak bardzo powściągliwy. - Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Jeden słabszy mecz i wszyscy zapominają o dziesięciu świetnych spotkaniach. A więc skupiam się na pojedynczych, kolejnych meczach a nie zastanawiam się czy ten sezon będzie mój. Nie mam nic przeciwko temu - śmieje się pomocnik Borussii.

Po towarzyskim meczu na Ukrainie na Polaków spadła fala krytyki. "Błaszczu" przekonuje jednak, że meczu nie ma co brać do siebie i wierzy, że trener Leo Beenhakker tak pokieruje kadrą, że ta w meczach eliminacyjnych zdobędzie komplet punktów. - Przede wszystkim nie brałbym tego meczu do siebie. To był sparing i trener testował ustawienie, którego nie znaliśmy. Lepiej wyglądało to w drugiej połowie, ale trzeba czasu, aby wszystkie trybiki zaskoczyły. Nie było kilku piłkarzy, kilku chłopaków było nowych. Jeden, dwa treningi nie zastąpią roku wspólnego grania – zapewnia.

- Jestem jednak przekonany, że do pierwszych meczów w eliminacjach będziemy dobrze przygotowani. Trener Beenhakker nie raz pokazał, że w kilka dni umie zrobić tak, aby było dobrze - dodaje

Pierwszymi rywalami reprezentacji Polski będą nie najsilniejsze reprezentacji Słowenii i San Marino. Mający na swoim koncie piłkarskiego Oscara z 2006 roku pomocnik przestrzega jednak przed zbytnim optymizmem i zapewnia, że mecz trzeba będzie wygrać dając z siebie wszystko bo lekceważenie słabszych rywali już nie raz kończyło się tragicznie.

- Nigdy nie ma pewnych punktów i nikt przed nami się nie położy. Jeżeli tak ktoś myśli to przeważnie szybko się budzi tylko, że wtedy jest już jedną albo dwie bramki do tyłu. Jesteśmy profesjonalistami, wiemy, o co gramy i w każdym meczu podchodzimy do rywala maksimum skoncentrowani. Nie ma żadnego lekceważenia, bo zarówno wyniki klubowe jak i reprezentacyjne pokazują, że nawet jak się gra z teoretycznie słabszym rywalem a się go lekceważy to kończy się różnie, niekoniecznie szczęśliwie - kończy Błaszczykowski.

Źródło artykułu: