Bramka Michała Płókarza dała Polonia Bytom cenny punkt w meczu z Łódzkim Klubem Sportowym. Napastnik śląskiej drużyny nie może jednak sobotniego występu wspominać najlepiej. Wprost z boiska został bowiem odwieziony do szpitala z podejrzeniem złamania kości jarzmowej.
Do urazu doszło w doliczonym czasie gry, kiedy piłkarz bytomskiej drużyny walczył o piłkę z Nikołajem Borsukowem. Doświadczony Białorusin nie przebierał w środkach, za co zobaczył żółtą kartkę. Trzeba jednak poddać pod wątpliwość decyzję arbitra, czy aby kartonik nie powinien mieć koloru czerwonego.
Twarz Płókarza wyglądała bowiem po meczu niczym po zderzeniu z rozpędzonym pociągiem. Nie było widać lewego oka piłkarza z Bytomia. Solidnie ucierpiał też jego łuk brwiowy. - Wszyscy jesteśmy teraz z Michałem i wierzymy, że szybko do nas wróci. Urazy są wpisane w ten sport, ale nie powinno na boisku dochodzić do takich sytuacji. Najważniejsze, żeby wszystko dobrze się skończyło - kręci głową z niedowierzaniem Mateusz Mika, kapitan niebiesko-czerwonych.
Kontuzja napastnika jeszcze bardziej skomplikowała i tak niełatwą sytuację kadrową Polonii. - W kolejnym meczu z rzędu dwóch zawodników wypada nam z gry. Zostało nas teraz do gry dwunastu, bo są to urazy, które nominują chłopaków z gry do końca rundy - załamuje ręce Jacek Trzeciak, trener drużyny z Olimpijskiej. Obok Płókarza obejrzana w meczu z łódzką drużyną żółta kartka wyłącza z gry Jacka Broniewicza, a przed tygodniem w Ząbkach rundę jesienną przedwcześnie zakończył Dawid Cempa.
Mała zdobycz punktowa i ostatnie miejsce w tabeli sprawia, że wielu Polonię spisało już na straty i przykleiło jej łatkę spadkowicza. W Bytomiu jednak wciąż tli się nadzieja, że solidnie wzmocniona zimą śląska drużyna zdoła podjąć rękawicę i na wiosnę powalczyć o zachowanie statutu pierwszoligowca. - Nasza sytuacja jest naprawdę ciężka. Pozostaje tylko nadzieja - kiwa głową szkoleniowiec outsidera I ligi.