Była 72. minuta meczu, gdy obronie Niebieskich, która od początku sezonu nie potrafi zagrać na zero z tyłu, przytrafił się kolejny błąd. Zaczęło się od złego wybicia Piotra Stawarczyka, następnie z "szesnastki" piłki nie potrafił wyekspediować młody Filip Starzyński. Pomocnik zamiast do przodu zagrał za swoje plecy i do futbolówki dopadł Paweł Buzała. Napastnik PGE GKS na raty pokonał Michala Peskovicia.
Po meczu nikt nie miał pretensji do Starzyńskiego, którego w tym momencie miało już na boisku... nie być. - Miał być wcześniej zmieniony. Nie zdążyliśmy jednak jej przeprowadzić. Poszła szybka akcja na drugą stronę i zawiodła... nasza organizacja zmian - przyznał trener Ruchu Jacek Zieliński. - Filip tak czy siak by zszedł, bo widać było, że ma po prostu dość - dodał szkoleniowiec. - Po tym jak nie trafił w piłkę powinna być asekuracja ze strony innych zawodników. Pewnie, że popełnił błąd, ale takie się zdarzają. Dobrze, że odrobiliśmy straty - stwierdził na koniec Zieliński.