- Myślę, że każdy zrobił wszystko, by awansować dalej. Zdobywaliśmy teren metr po metrze, wypracowaliśmy przewagę i z tego trener był zadowolony. Po Szwedach spodziewaliśmy się gry z kontry. Zresztą gdyby udało im się strzelić jednego gola, to mieliby awans w kieszeni. Nie ulega wątpliwości, że przeciwnik był silny. My zagraliśmy chyba niezłe spotkanie, ale wynik 1:0 nie dał nam sukcesu - powiedział Bartosz Bereszyński.
W ekipie Mariusza Rumaka słabo spisywał się atak. Gergo Lovrencsics był osamotniony, przez co brakowało zagrożenia pod bramką Ivana Turiny. - Mimo to jeszcze przed przerwą mieliśmy kilka okazji. Gdybyśmy wykorzystali jedną z nich, to na pewno poszlibyśmy za ciosem i nasze szanse by wzrosły. Tymczasem wynik otworzyliśmy dopiero w 72. minucie. Od tego momentu praktycznie nie opuszczaliśmy połowy przeciwnika, lecz nic więcej nie wpadło - dodał młody napastnik.
Rewanż pokazał, że AIK jest bardzo dobrze zorganizowanym zespołem i odrobienie wyniku 0:3 było w zasadzie niemożliwe. - Niestety to prawda. Na tym etapie nie ma już drużyn, które mając w garści tak wysoką zaliczkę wypuszczają awans z rąk. Nie zmienia tego nawet fakt, że Szwedzi grali na wyjeździe. Robiliśmy co mogliśmy, by doprowadzić do dogrywki i przejść do historii. Jednak nie udało nam się zniwelować całej straty - zakończył Bereszyński.
Teraz Kolejorz może się skupić na rozgrywkach krajowych. W niedzielę czeka go spotkanie z Olimpią Grudziądz w Pucharze Polski, zaś w przyszłą sobotę w 1. kolejce T-Mobile Ekstraklasy zmierzy się z Ruchem Chorzów.