Korona, która jako jedyna drużyna wygrała w rundzie rewanżowej cztery pierwsze spotkania - w dodatku pozwoliła w nich sobie strzelić tylko jedną bramkę - straciła pierwsze na wiosnę punkty. Kielczanie zaprezentowali się jednak lepiej od Lechii i byli bliżsi zwycięstwa. Z jedenastu spotkań rozegranych w tym sezonie na PGE Arenie Gdańsk aż pięć zakończyło się bezbramkowym remisem.
Ostatni mecz 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy był jednak niezłym widowiskiem. Zawodnicy obu zespołów twardo walczyli o każdą piłkę, nie brakowało też dogodnych sytuacji do zdobycia bramki.
Na początku gra toczyła się przy nieznacznej przewadze gości, jednak pierwsi przed szansą strzelenia gola stanęli gdańszczanie. W 12. minucie bliski szczęścia był Jakub Kosecki, ale jego uderzenie zablokował Tadas Kijanskas.
W rewanżu Maciejowi Korzymowi, który popisał się dynamiczną indywidualną akcją, piłkę w ostatniej chwili wybił wślizgiem w polu karnym Łukasz Surma. Za chwilę groźnie, po strzałach Koseckiego i Ivansa Lukjanovsa było pod bramką gości - pierwsze uderzenie zostało zablokowane, a drugie przeszło tuż obok słupka. W 39. minucie błąd przy wyjściu do dośrodkowania popełnił bramkarz Lechii Wojciech Pawłowski, ale w tej samej sytuacji zrehabilitował się broniąc strzał Kamila Kuzery.
Druga połowa stała pod znakiem jeszcze większej dominacji Korony. W 52. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najlepszy na boisku słowacki stoper Pavol Stano próbował z przewrotki zaskoczyć Pawłowskiego. Z kolei trzy minuty później Lechia powinna objąć prowadzenie, jednak po zagraniu z prawej strony Lukjanovsa Piotr Grzelczak posłał piłkę z 17 metrów obok słupka.
W 70. minucie po starciu z Jakubem Wilkiem boisko z rozciętą głową musiał opuścić Vlastimir Jovanovic. Z każdą chwilą rosła przewaga kieleckiego zespołu, ale goście nie zdołali jej udokumentować bramką. Tymczasem niewiele brakowało, aby w 90. minucie Piotr Wiśniewski zapewnił gospodarzom zwycięstwo - jego uderzenie z ośmiu metrów obronił Zbigniew Małkowski.
Po meczu powiedzieli:
Leszek Ojrzyński, trener Korony Kielce: Przyjechaliśmy do Gdańska po trzy punkty. Wywalczyliśmy tylko jeden, ale to też trzeba uszanować. Dramatyczna była zwłaszcza końcówka, w której dochodziło do licznych spięć pod bramkami. Niewiele też brakowało, aby gospodarze w tym fragmencie strzelili zwycięskiego gola. Uważam też, że nasi zawodnicy byli dwa razy faulowani w polu karnym Lechii, ale widocznie sędzia nie raczył tego dostrzec. Jovanovicowi założono po meczu pięć szwów na rozbitą głowę.
Paweł Janas (trener Lechii Gdańsk): Chciałbym podziękować chłopakom, że podjęli walkę w tak trudnym pojedynku. Korona znana jest z tego, że nie tylko prezentuje dobrą piłkę, ale wszyscy jej zawodnicy walczą na całego. Cieszę się, że dobrze wytrzymaliśmy to spotkanie pod względem kondycyjnym, chociaż ciężko było nam rywalizować z przewyższającymi nas warunkami fizycznymi piłkarzami z Kielc. W stworzeniu lepszego widowiska przeszkodziła także kiepska murawa. Walczymy o utrzymanie i nasz dorobek na wiosnę nie jest imponujący. Z pięciu meczów przegraliśmy co prawda tylko jeden, ale zdobyliśmy zaledwie cztery punkty. Brakuje nam zwycięstw.
Lechia Gdańsk - Korona Kielce 0:0 (0:0)
Składy:
Lechia Gdańsk: Pawłowski - Deleu, Bąk, Janicki, Wilk - Surma, Hajrapetian (81' Bajić) - Lukjanovs (62' Wiśniewski), Traore, Kosecki - Grzelczak, (73' Duda).
Korona Kielce: Z.Małkowski - Golański, Kijanskas, Stano, Lisowski - Korzym, Jovanović (69' Lenartowski), Vuković, Kuzera (59' Kiełb) - Sobolewski - Gołębiewski (80' Lech).
Żółte kartki: Kuzera, Golański, Sobolewski (Korona) Hajrapetian (Lechia)
Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz)
Widzów: 10 565
Zeszliśmy na psy z tym sportem - kasują ciężkie pieniądze a kopanina jak na podwórku. Czytaj całość