Przemysław Oziębała: Nie czuję się bohaterem

Widzew Łódź uratował remis w niedzielnym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław dosłownie w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry. Autorem bramki okazał się Przemysław Oziębała, który z czteroma trafieniami na koncie stał się najskuteczniejszym piłkarzem łodzian. Sam zawodnik jednak nie czuł się bohaterem po końcowym gwizdku sędziego Roberta Małka.

- Strzeliłem bramkę, bardzo się z niej cieszę, ale na pewno nie czuję się bohaterem tego meczu. Wiedziałem, że to końcówka i tamtą sytuację po prostu trzeba było wykorzystać. To akurat mnie udało się w niej znaleźć i na nasze szczęście padła bramka. Trener wie na co mnie stać i daje mi szanse. Dzisiaj się odwdzięczyłem. Mam nadzieję, że będzie tak dalej, i że będzie można na mnie liczyć, jak będę na boisku - rozpoczął swoją wypowiedź napastnik Widzewa, Przemysław Oziębała. - Jest taka stara prawda - kiedy nie da się meczu wygrać, trzeba go zremisować. Ciężko było odnieść zwycięstwo. Straciliśmy gola na 2:1 pod koniec. Śląsk cofnął się i kontrował. To zawsze jest trudne, dla drużyny, która odrabia wynik. Cieszymy się dlatego z remisu - kontynuował podopieczny trenera Radosława Mroczkowskiego.

Widzewowi nie udało się powtórzyć sukcesu Legii, która rozgromiła Śląsk aż 4:0 zdobywając gola już w pierwszej ofensywnej akcji. Łodzianie mieli problemy z przedostaniem się pod pole karne rywala, a w dodatku sami stracili bramkę jako pierwsi. Mecz toczył się głównie w powietrzu za sprawą licznych crossów oraz prób zagrania długiej piłki za plecy obrońców obu ekip. - Mieliśmy na nich wysoko siąść od początku, tak jak to zrobiła Legia, która zdobyła gola już w pierwszej minucie. W takiej sytuacji mecze się najlepiej układają, bo można fajnie kontrować, a w tym jesteśmy dobrzy. Śląsk grał podobnie jak my - także dużo piłek posyłał górą. Trzeba jednak spojrzeć na to, jak wygląda murawa. W takich warunkach najlepiej grać właśnie w taki sposób. Jest krótko po zimie i te płyty nie są jeszcze w najlepszym stanie. Dlatego zarówno my, jak i Śląsk zdecydowaliśmy się grać mniej po ziemi, a częściej długimi podaniami - wyjaśnił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl napastnik Widzewa.

W ostatnich dwóch spotkaniach na własnym stadionie czerwono-biało-czerwoni ruszali do ataków dopiero po straconym golu na 0:1. Przy stanie remisowym zespół gra pasywnie, cofając się do obrony i czekając na kontry. Tych jednak w obu spotkaniach było niewiele. Jak sytuacja wygląda z perspektywy zawodników? - Przed każdym meczem zakładamy sobie, że wygramy. Po to wychodzimy na boisko. Nie cofamy się, nie chcemy kończyć spotkania przy wyniku 0:0. Zawsze walczymy o to, żeby zdobyć gola i odnieść jak najlepszy rezultat. Nie chcemy też stracić gola jako pierwsi. Staramy się kontrolować grę mądrym ustawieniem, przesuwaniem się w obronie i atakowaniu z kontry. Zdarza nam się kilka sytuacji w meczu, że wychodzimy do przodu i na połowie przeciwnika stosujemy pressing. Nie da się tak jednak grać cały czas. Chyba tylko Barcelona może sobie pozwolić na pressing przez 90 minut - tłumaczył Oziębała.

Bramka z niedzielnego meczu ze Śląskiem to czwarte trafienie napastnika Widzewa w obecnym sezonie. To czyni go najskuteczniejszym piłkarzem swojego klubu. Gol Oziębały strącił również z pierwszego miejsca podopiecznych trenera Oresta Lenczyka na rzecz warszawskiej Legii. Warto także wspomnieć, że po zdobytej bramce Oziębała mógł cieszyć się ze swojej zdobyczy wspólnie z kolegami, pokazując kołyskę z powodu niedawnego przyjścia na świat jego syna.

Źródło artykułu: