- Graliśmy dzisiaj bardzo trudny mecz. Robiliśmy, co mogliśmy, żeby zdobyć trzy punkty, ale popełniliśmy zbyt wiele błędów, żeby ta sztuka się udała. Wciąż jednak cieszymy się z jednego punktu. Myślę, że głównym powodem naszej dzisiejszej dyspozycji był jakiś brak koncentracji w kilku sytuacjach. To zaważyło na wyniku spotkania - powiedział po końcowym gwizdku sędziego, Princewill Okachi.
Od kilku tygodni trener Widzewa, Radosław Mroczkowski, wystawia Nigeryjczyka na pozycji ofensywnego pomocnika. Zmiana pozycji służy Okachiemu, który dostał więcej swobody w grze. Zawodnik nie zapomniał jednak, w jakim celu został sprowadzony do Widzewa - strzelania bramek. - Bardzo dobrze czuję się w środku pola, ponieważ otrzymuję dużo piłek i mam dużo możliwości, co z nią zrobić. Mogę komuś dograć albo pójść do ataku i samemu uderzyć na bramkę. Jestem bardziej aktywny na boisku jako pomocnik, niż jako napastnik. Wciąż nie jestem jednak usatysfakcjonowany ilością bramek, jakie zdobyłem dla Widzewa. To musi się poprawić. Dwa gole to zdecydowanie za mało - przyznał podopieczny trenera łodzian.
Widzewiacy momentami mieli poważny kłopot z przedostaniem się pod bramkę strzeżoną przez Rafała Gikiewicza. Zdaniem pomocnika Widzewa, to efekt zbyt częstej gry długimi podaniami, które nie trafiały do celu. - Graliśmy zbyt dużo górnych piłek do przodu, które później zatrzymywały się na obrońcach. Pod koniec meczu podawaliśmy częściej po ziemi i to okazało się kluczem do wyrównania. Przed meczem trener powiedział nam, że Śląsk dobrze gra górą. Dlatego też naszym założeniem było podejście do przeciwnika w środku pola, aby umożliwić im takie zagrania. Próbowaliśmy tego i nie udało nam się to całkowicie, ale na szczęście dwa zdobyte gole rekompensują to - zakończył swoją wypowiedź Okachi.