Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało ze Śląskiem we Wrocławiu. Górale pokazali się jednak z bardzo dobrej strony i dali się wicemistrzom Polski mocno we znaki. - Po raz kolejny zespół z Ekstraklasy, który staje naprzeciwko nas pokazuje nam, że jeden moment dekoncentracji w kryciu albo przy stałym fragmencie gry, albo bezpośrednio w jego następstwie powoduje to, że być może i tych sytuacji potrafimy stworzyć kilka w każdym meczu to ze skutecznością jest już gorzej niż u rywala. Paradoks polegał na tym, że od momentu, kiedy straciliśmy bramkę to zaczęliśmy grać w piłkę. Opanowaliśmy, uspokoiliśmy troszeczkę grę w środku pola, bo ta strefa boiska na początku była oddana rywalowi. Szkoda niewykorzystanych sytuacji, zwłaszcza tej Liriana Cohena zaraz po bramce zdobytej przez Śląsk. Mógł on wtedy doprowadzić do wyrównania. Szkoda też sytuacji Dancika, gdzie Kelemen w sobie chyba tylko znany sposób zdołał obronić oraz tych okazji z ostatnich chwil spotkania. Szkoda, bo boli porażka, tym bardziej 0:1. Postawę zawodników, zwłaszcza w drugiej połowie, biorąc pod uwagę fakt z kim graliśmy, oceniam pozytywnie - skomentował po spotkaniu Robert Kasperczyk.
Szkoleniowiec podkreślił, że w Podbeskidziu nie wszyscy zawodnicy są tak doświadczeni, jak to ma miejsce w innych klubach w T-Mobile Ekstraklasie. - Nasza drużyna złożona jest z zawodników, którzy gdzieś kiedyś zostali odtrąceni z innych klubów Ekstraklasy, albo się jej uczą, są kompletnymi debiutantami. Mamy też piłkarzy takich jak Marek Sokołowski czy Adrian Sikora, którzy we dwójkę mają 300 meczów w Ekstraklasie - zauważył szkoleniowiec.
Podbeskidzie po słabym początku sezonu teraz prezentuje się zdecydowanie i może być groźne dla każdego. - Od momentu, gdy przeszliśmy na grę mniej odważną, bardziej wyrachowaną to zaczyna nam się ona układać. W I lidze wystarczyło zdobyć czasami jedną bramkę, albo błąd, który czasem popełniliśmy na początku to potem naprawialiśmy. W Ekstraklasie już jest za wysoki poziom. Tutaj trzeba być skoncentrowanym przez całe spotkanie. Nie może być mowy o odpuszczaniu. Najbardziej boli to, że po jednym błędzie na początku przegraliśmy. Śląsk okazał się szczególnie w tyłach zbyt dobry piłkarsko, aby pozwolić nam zdobyć bramkę - podkreślił Kasperczyk.
Na ławce rezerwowych mecz ze Śląskiem rozpoczął Adrian Sikora, a więc chyba największa gwiazda beniaminka. - Adrian jest po długiej kontuzji. W okresie przygotowawczym nie brał niemal w ogóle udziału. Potraktowaliśmy tą rundę jako wprowadzenie go i przetarcie. Autorytet jego i jego osobowość w szatni bardzo nam pomaga i na pewno pozytywnie wpływa na wizerunek zespołu i jego poziom czysto piłkarski - wyjaśnił trener. Po godzinie gry boisko opuścił także Krzysztof Król, obrońca Podbeskidzia. - W przerwie meczu zgłosił bóle Achillesa. Poza tym dostał żółtą kartkę. Biorą pod uwagę, że prawa strona do momentu, gdy Sobota był na boisku była bardzo aktywna baliśmy się, że sobie z nim nie poradzi i woleliśmy nie ryzykować - skomentował Kasperczyk.
Jak na razie Podbeskidzie ma kilka punktów przewagi nad strefą spadkową. Co ten klub czeka zimną? - Weryfikacja gry w Ekstraklasie nastąpiła bardzo szybko. Dostrzegamy pewne elementy, których zaczyna nam brakować. Chłopcy nie chcą dać łatwo wydrzeć sobie tego miejsca w składzie, chcą ugrać jesienią jak największą ilość punktów. Im ich będzie więcej tym zmiany zimą w składzie będą mniejsze - podsumował trener.