Nie było niespodzianek w pierwszej "jedenastce" wystawionej przez Franciszka Smudę. Na lewej obronie wystąpił Maciej Sadlok a na środku pojawili się Tomasz Jodłowiec i Grzegorz Wojtkowiak.
Już pierwsza minuta mogła przynieść bramkę dla biało-czerwonych. Prawą flanką ruszył jak pociąg pośpieszny Jakub Błaszczykowski, wpadł w pole karne, nawinął jednego defensora i oddał strzał lewą nogą, który w ostatniej chwili został zablokowany. Kolejne akcje należały do gości. Najpierw wysoko nad poprzeczką Łukasza Fabiańskiego uderzył Tiote a 120 sekund później centymetrów zabrakło Gervinho do przyjęcia piłki i oddania strzału. W końcu po lewej stronie Boka wygrał starcie bark w bark z Łukaszem Piszczkiem, lecz jego płaski strzał minął w bezpiecznej odległości bramkę naszej reprezentacji.
Podopieczni Smudy jak już zaatakowali to objęli prowadzenie. Adam Matuszczyk idealnie w tempo zagrał do Roberta Lewandowskiego. Snajper Borussii Dortmund znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem WKS-u. Yeboah nie dał rady zatrzymać polskiego zawodnika, który minął go i skierował futbolówkę do pustej bramki. Był to piąty gol "Lewego" za kadencji Smudy.
60 sekund później mógł dorzucić kolejnego, ale z ostrego kąta uderzył wprost w golkipera Afrykanów. Biało-czerwoni nadal atakowali i po mocnym dośrodkowaniu Piszczka, nieczysto w piłkę trafił Błaszczykowski i Yeboah nie miał problemów ze złapaniem futbolówki.
Później do pracy wzięły się Słonie. Raz po raz interweniować musiał Fabiański. Robił to bez problemu po strzałach Keity czy Eboue, kiedy fatalny błąd popełnił Sadlok. Okazję po stronie Polaków miał Błaszczykowski, lecz strzelił obok bramki.
Wydawało się, że do przerwy będziemy prowadzili. Nic z tych rzeczy. W doliczonym czasie gola zdobył Gervinho, wykorzystując olbrzymie błędy Jodłowca i Wojtkowiaka. Na ławce rezerwowych wściekał się Smuda, który jednak sam postawił na tę parę stoperów. Pierwsza połowa pokazała, że nie był to najlepszy wybór.
Ledwie rozpoczęła się druga połowa a goście mogli prowadzić. Tiote przymierzył sprzed pola karnego i nie trafił w światło bramki. Tak samo jak w dwóch kolejnych akcjach Matuszczyk. Najpierw uderzył mocno z ostrego kąta, by po kilku minutach mieć jeszcze lepszą sytuację. Był niepilnowany na ósmym metrze, ale uderzył głową tuż nad poprzeczką.
24 minut przed końcem rzut wolny po prawej stronie boiska wywalczył Piszczek. W pole karne powędrowali rośli polscy piłkarze. Tymczasem Obraniak zdecydował się na bezpośredni strzał, który wylądował w samym okienku bramki rywali. Bułgarska eksplodowała, Polacy znów prowadzili. 60 sekund później wprowadzony w drugiej połowie Romaric przetestował Fabiańskiego, ale ten ponownie nie dał się zaskoczyć, potwierdzając dobrą dyspozycję.
Polska zdobyła w tym meczu jeszcze jedną bramkę. Kolejne kapitalne, prostopadłe podanie zaliczył Matuszczyk. Dzięki niemu Lewandowski znalazł się przed Yeboahem, ale tym razem go nie mijał, lecz strzelił płasko obok niego. Bohatera biało-czerwonych zastąpił sześć minut przed końcem zastąpił Ariel Borysiuk, dla którego był to debiut w narodowych barwach.
Ostatecznie biało-czerwoni pokonali Wybrzeże Kości Słoniowej 3:1 i trzeba przyznać, że byli lepszym zespołem. Wygrali po raz pierwszy od marca, kiedy to zwyciężyli w pojedynku z Bułgarią.
Polska - Wybrzeże Kości Słoniowej 3:1 (1:1)
1:0 - Lewandowski 19'
1:1 - Gervinho 45+ 1'
2:1 - Obraniak 66'
3:1 - Lewandowski 80'
Składy:
Polska: Fabiański - Piszczek, Jodłowiec, Wojtkowiak, Sadlok, Matuszczyk (90' Wołąkiewicz), Murawski, Błaszczykowski, Obraniak (89' Smolarek), Mierzejewski (72' Brożek), Lewandowski (84' Borysiuk).
WKS: Yeboah - Zokora, Boka (84' Tiene), Bamba, Demel, Eboue (54' Romaric), Yaya Toure (88' Fae), Tiote (90' Angoua), Gervinho, Keita (71' Doumbia), Bonny.
Żółte kartki: Sadlok, Mierzejewski (Polska) oraz Tiote, Bonny (WKS).
Sędzia: Masaki Toma Lemoto (Japonia).
Widzów: 41 000.