Kompromitacja i blamaż - komentarze po meczu Motor Lublin - Sandecja Nowy Sącz

Na zmrożonym, nierównym boisku nowosądecka drużyna czuła się, jak u siebie. Goście szybko przejęli inicjatywę i bezlitośnie obnażyli braki Motoru w defensywie. Lublinianie spróbowali jeszcze nawiązać walkę, ale przegrali 1:4.

Dariusz Wojtowicz (trener Sandecji): Chciałbym podziękować zawodnikom za to, że w tak trudnych warunkach podjęli walkę i absolutnie nie zlekceważyli przeciwnika, na co ich uczulałem. Boisko praktycznie nie nadawało się do gry. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była wyśmienita. Oprócz tych bramek, które strzeliliśmy, to stworzyliśmy jeszcze wiele innych sytuacji strzeleckich. Nasza dominacja nie podlegała dyskusji. Problemy zaczęły się w drugiej połowie i Motor miał kilka okazji, z których mógł uzyskać większą ilość bramek. Wielkie dzięki dla kibiców, którzy w tak dużej liczbie przyjechali do Lublina, aby nam pomagać. Mam nadzieję, że przekonali się, iż warto za nami jeździć i w dalszej części sezonu będą to robić.

Maciej Bębenek (pomocnik Sandecji, strzelec czwartej bramki): Wielką niewiadomą było czy mecz w ogóle się odbędzie, bo wiedzieliśmy jaka jest sytuacja Motoru z boiskiem. Gdy godzinę przed spotkaniem wyszliśmy na murawę, to była bardzo zmrożona. Nie dało się po niej chodzić w płaskim obuwiu. Później rozbiegaliśmy to boisko, zrobiła się maź, ale teraz cieszymy się, że mecz się odbył, bo wygraliśmy i nie musimy drugi raz tutaj przyjeżdżać. Opłaciło się zaangażowanie i walka. Styl gry nie był idealny i nie taki, jak prezentowaliśmy w rundzie jesiennej, ale liczą się zasłużone trzy punkty.

Jan Frohlich (obrońca, kapitan Sandecji): Szybko strzeliliśmy pierwszą bramkę, a zaraz drugą i trzecią. Myślę, że wygraliśmy zasłużenie. Na takiej murawie mógł przydarzyć się jakiś przypadek i Motor strzelił bramkę na 3:1. Może nie kontaktową, ale trochę narobili nam strachu, jednak opanowaliśmy sytuację i do końca kontrolowaliśmy przebieg gry.

Mariusz Różalski (bramkarz Sandecji): Zwycięstwo przyszło łatwo, ponieważ szybko strzeliliśmy trzy bramki i grało nam się lepiej. Boisko było trudne, więc dobrze, że wywozimy z niego trzy punkty. Gdyby udało nam się wygrać jeszcze trzy kolejne mecze, to będziemy mogli poważniej myśleć o utrzymaniu się w czołówce. To pierwsza wygrana Sandecji z Motorem na ich stadionie od kilku lat.

Bogusław Baniak (trener Motoru): Przeżyłem szok w pierwszej połowie. To było, jakby tajfun przeleciał przez Motor. Moi piłkarze byli sparaliżowani. Zawodnicy I-ligowi nie powinni nie wybijać piłek z pola karnego. Nie umniejszam umiejętnościom Kmiecika czy Urbana, którzy skompromitowali cały blok obronny. Co strzał, to bramka. Czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem w swojej karierze. Działaczom dziękuję, że w ostatnim okresie stworzyli zespołowi wszystko, co mogli zapewnić. Może nie wszyscy zawodnicy są przygotowani do komfortu, pewnej inności, którą ja chciałem wprowadzić. W drugiej połowie już nie było wyjścia i zaatakowaliśmy. Zagrałem praktycznie na czterech napastników, bo już nie mieliśmy czego bronić. Bramka Białka dała nam ogromne nadzieje. Wynik biorę na siebie. To kompromitacja i blamaż. Na pewno jednak nie wyjadę, ale będę szukał jakiegoś rozwiązania. Jeśli będziemy spadać, to razem, bo przywiązałem się do tej drużyny. Jeśli chodzi o kibiców, to dla mnie jest ewenement. Chciałbym ich przeprosić, ale też podziękować im za doping. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że w Lublinie jest atmosfera.

Wojciech Białek (pomocnik, strzelec bramki dla Motoru): W pierwszej połowie Sandecja pokazał nam, jak się gra w piłkę. W drugiej było już dużo lepiej - strzeliliśmy bramkę, mieliśmy też inne sytuacje. Można było przynajmniej przegrać ten mecz mniejszą różnicą goli. Wydaje mi się, że zabrakło wiary i determinacji. W pierwszej połowie Sandecja grała z nami w dziadka. Ja obiecuję wszystkim, że będę walczył do końca. Nic nie jest stracone, dopóki piłka w grze.

Marek Fundakowski (napastnik Motoru): Bardzo chcieliśmy wygrać ten pierwszy mecz, widocznie za bardzo chcieliśmy. W pierwszych minutach to my mieliśmy okazję i gdybyśmy ją wykorzystali, to wynik mógłby być inny. Ciężko było odrobić tak dużą stratę, ale staraliśmy się powalczyć. Myślę, że ta wola walki, zaangażowanie i chęć zwycięstwa, które zaprezentowaliśmy w drugiej połowie przełożą się na następne mecze. Murawa była fatalna, ale byliśmy bardzo zmotywowani i chcieliśmy rozegrać to spotkanie. Niestety to obróciło się przeciwko nam. Mam nadzieję, że kibice docenili naszą walkę i na następnym meczu pojawią się przynajmniej w takiej samej liczbie albo nawet liczniej.

Marcin Syroka (obrońca Motoru): Tak, jak my dzisiaj, to nie powinno się grać nawet w IV lidze, a co dopiero w I. Walczymy o utrzymanie, a w pierwszym meczu wyglądało to tragicznie, bez walki. Jest mi wstyd. To najgorszy mecz, jaki grałem przy Zygmuntowskich. Nie ma co zganiać na boisko, bo było ono identyczne dla obu drużyn. Po prostu zagraliśmy bardzo słabo i nieagresywnie.

Komentarze (0)