Miasto Poznań płaci, a operator konsumuje zysk. Kuriozum wokół stadionu przy Bułgarskiej

WP SportoweFakty / Michał Jankowski / Na zdjęciu: Enea Stadion
WP SportoweFakty / Michał Jankowski / Na zdjęciu: Enea Stadion

5,1 mln zł dywidendy dla operatora, tymczasem miasto musi płacić za remonty. Sytuacja wokół Stadionu Miejskiego w Poznaniu wygląda kuriozalnie, a w tle pojawiają się zaporowe warunki korzystania z tej areny dla Warty.

5 128 912,64 zł - tyle dokładnie wynosi zysk spółki Stadion Poznań za okres od 3 listopada 2022 do 31 grudnia 2023 roku (przychody netto za ten okres to ponad 40,2 mln, zaś koszty działalności operacyjnej - niemal 33,5 mln). Po odjęciu podatku dochodowego operator zarobił "na czysto" wspomniane ponad 5 mln.

Sprawa być może nie budziłaby tak ogromnych kontrowersji, gdyby nie fakt, że w umowie podpisanej jeszcze w 2011 roku miasto zostało zobowiązane do pokrywania kosztów części remontów na obiekcie i zgodnie z tymi zapisami, zabezpieczyło ostatnio w budżecie 1 mln zł na czyszczenie membrany oraz usunięcie drobnych usterek.

Operator wypłaca dywidendę, a miasto ponosi koszty

To nie koniec. W najbliższym czasie wymienione zostaną także telebimy i jednym z głównych założeń jest zainstalowanie energooszczędnych urządzeń, dzięki którym obniżone zostaną rachunki za prąd.

Zainwestuje miasto, ale później zaoszczędzi nie ono, lecz operator, bo to on płaci rachunki za prąd. Ten sam operator w drodze uchwały podjętej 29 lutego bieżącego roku, zdecydował o wypłacie dywidendy w kwocie obejmującej całość wypracowanego zysku.

Na mocy wspomnianej uchwały, 8 marca zysk netto (ponad 5,1 mln zł) trafił do "jedynego wspólnika spółki". Kto nim jest? Amica Spółka Akcyjna, a rzeczywistym beneficjentem - Jacek Rutkowski. Wszystkie dokumenty, o których mowa wyżej są ogólnodostępne.

Stan faktyczny jest zatem taki, że miasto inwestuje w stadion przy ul. Bułgarskiej, a operator w tym samym czasie wypłaca sobie dywidendę z zysku.

Warto dodać, że w pierwszej połowie 2013 roku, na wniosek ówczesnego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego i wbrew opinii radnych, roczny czynsz dla stadionowej spółki został obniżony z 3,1 mln do zaledwie 600 tys. Tyle rocznie Lech (a ściślej powiązana z nim spółka) wpłaca do kasy miasta za korzystanie z obiektu.

Zaporowe stawki dla Warty

Temat finansów związanych z areną przy Bułgarskiej od kilku tygodni rozpala piłkarskie środowisko w stolicy Wielkopolski. Jest to związane z planowanym powrotem do miasta Warty, która nie może już grać w Grodzisku Wlkp. i otrzymała od Polskiego Związku Piłki Nożnej licencję wyłącznie na występy w mieście będącym jej siedzibą.

Dziś jedynym obiektem, który spełnia wymogi, jest właśnie Stadion Miejski, tymczasem negocjacje "Zielonych" z operatorem (biorą w nich udział także przedstawiciele magistratu) idą opornie, bo stawki za wynajem proponowane przez spółkę Stadion Poznań idą w miliony złotych i są dla Warty nie do zaakceptowania.

Władze "Zielonych" zwracają uwagę, że operator wymaga od nich ponoszenia np. połowy kosztów użytkowania murawy (a takich składowych jest więcej), podczas gdy sam korzysta z całości zysku wypracowanego na obiekcie, którego budowa finansowana była ze środków publicznych (było to niemal 750 mln zł).

Komfortowe warunki tylko dla Lecha

Spółka powiązana z Lechem zasłania się zapisami umowy i nie widzi nic niestosownego w obciążaniu Warty kosztami najmu i mediów w wysokości kilku mln zł (dokładnej sumy nie da się aktualnie określić, bo wciąż przeciągają się negocjacje).

Miasto płaci, Lech zarabia, a Warta stoi na skraju upadku, gdyż we własnym mieście czuje się jak persona non grata - bez wstępu na miejski obiekt.

To efekt kuriozalnej umowy podpisanej w 2011 roku (na 20 lat!), w której ówczesnym władzom miasta zabrakło wyobraźni, w efekcie zabezpieczyły wyłącznie interesy Lecha.

Tymczasem dziś 112-letni, najstarszy piłkarski klub w mieście, wychowawca pokoleń poznaniaków i Wielkopolan, nie ma się gdzie podziać, bo w "Ogródku" znajduje się tylko sztuczne oświetlenie i główne boisko.

Pięć lat bezczynności

Obiekty przy Drodze Dębińskiej też należą do miasta, lecz nie wykonano tam potrzebnych prac, mimo że 28 maja 2019 roku (!) prezydent Jacek Jaśkowiak złożył podpis pod listem intencyjnym, który trafił na biurko ówczesnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.

We wspomnianym liście Jaśkowiak zapewniał, że już w czerwcu 2019 zabezpieczone zostaną stosowne środki finansowe, a "miasto planuje jak najszybsze rozwiązanie kwestii rozbudowy, modernizacji oraz oświetlenia obiektów i infrastruktury użytkowanej przez Wartę".

Pisano również o "realizacji kompleksu piłkarskiego, czyniącego zadość najwyższym piłkarskim standardom", zaś "zakończenie wszelkich prac związanych z modernizacją stadionu" powinno nastąpić do... 30 października 2019. Zaznaczono "priorytetowe podejście do sprawy".

Minęło niemal pięć lat i jaki mamy stan faktyczny? Poza wykonaniem sztucznego oświetlenia, wybudowano jeszcze tylko stację transformatorową i rozebrano zrujnowany budynek klubowy (ten sam, w którym przy większych opadach deszczu woda ściekała po ścianach). Dziś Warta w "Ogródku" nie ma nawet szatni czy pomieszczeń biurowych.

"Zieloni" stawiają sprawę na ostrzu noża. Zwłaszcza po spadku z PKO Ekstraklasy, klub nie udźwignie kosztów modernizacji, a warunki stawiane przez operatora Stadionu Miejskiego są dla niego zaporowe. To grozi nawet wycofaniem z rozgrywek Fortuna I ligi, co byłoby dla Warty tragedią.

Przyszłość "Zielonych" powinna się ostatecznie wyjaśnić jeszcze w tym tygodniu. Wszystko zależy od finalnych wyników negocjacji i postawy miasta, które alternatywnie dla gry na Stadionie Miejskim, mogłoby doprowadzić "Ogródek" do stanu używalności i stworzyć tam minimum potrzebne do spełnienia warunków licencyjnych.

Wykonanie zabudowy kontenerowej i postawienie tymczasowych trybun może być kwestią kilku tygodni, lecz tylko przy spełnieniu jednego podstawowego warunku - dobrej woli właściciela tego terenu, czyli miasta.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Adrian Mierzejewski: Pomysł na to spotkanie był bardzo dobry

Źródło artykułu: WP SportoweFakty