Dramat na lotnisku trwał 47 dni. Uratowali go obcy ludzie

Getty Images / Jeoffrey Maitem / Twitter / Nii Aryee Ayi utknął na lotnisku na Filipinach
Getty Images / Jeoffrey Maitem / Twitter / Nii Aryee Ayi utknął na lotnisku na Filipinach

Był sierotą z Akry, której wydawało się, że wygrała na loterii. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Oszukany 18-latek został uznany za nielegalnego imigranta i zamieszkał na lotnisku na długie tygodnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Widzieliście inspirowany prawdziwą historię film "Terminal", opowiadający o Wiktorze Naworskim, który w związku z sytuacją polityczną w swojej ojczyźnie został uwięziony na lotnisku Johna F. Kennedy'ego w Waszyngtonie?

Podobne nieszczęście przydarzyło się Nii Aryee Ayiemu, młodemu ghańskiemu piłkarzowi, niemogącemu przez kilka tygodni opuścić jednego z filipińskich lotnisk.

100 zamiast 1000

W 2006 roku, gdy skończył 18 lat, otrzymał propozycję gry w piłkę w Singapurze za 1000 dolarów miesięcznie w zrzeszającym afrykańskich graczy klubie Sporting Afrique.

Za pożyczone od pracującego w Chinach brata przyleciał na miejsce, ale tam spotkało go spore rozczarowanie. Jak przyszło do konkretów, klub w którym miał występować, zaoferował mu kwotę dziesięciokrotnie niższą.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Benzema nieszczęśliwy w Arabii Saudyjskiej? Ten film jest wymowny

Odrzucił tę śmiesznie niską propozycję i postanowił zaaplikować o wizę studencką w Singapurze. Jednocześnie miał nadzieję, że niedługo załapie się do innej ekipy, która będzie skłonna zapłacić godne pieniądze. Singapurczycy poinformowali Ghańczyka, że w oczekiwaniu na wizę będzie musiał opuścić kraj. Postanowił wykorzystać ten czas i odwiedzić kuzyna mieszkającego na Filipinach.

Po 9-dniowym pobycie u rodziny wsiadł w samolot powrotny do Singapuru, ale na miejscu okazało się, że jego aplikacja o wizę studencką została rozpatrzona negatywnie. Odesłano go więc na Luzon - największą filipińską wyspę, na której mieszkał jego kuzyn.

Na ziemi niczyjej

Na filipińskim lotnisku pojawił się kolejny problem. Urzędnicy nie chcieli go wpuścić do kraju, ponieważ nie posiadał wizy. Jego pierwszy pobyt na ojczyźnie Manny'ego Pacquiao uznano za legalny, gdyż przyleciał tam jako turysta w ramach ruchu bezwizowego. Ale gdy w grę wchodził tak szybki powrót, to już - z punktu widzenia prawa - był nielegalnym imigrantem, a nie turystą.

W ten oto sposób 18-latek z Ghany, kraju oddalonego o ponad 13 tys. km, utknął na ziemi niczyjej. Bez pieniędzy na powrót do ojczyzny i bez pomocy dyplomatycznej. Zamieszkał na terenie terminalu, potem przeniósł się do pomieszczeń zajmowanych przez lotniskową straż pożarną. Czas spędzał, czytając, kopiąc piłkę sam ze sobą i rozmawiając z pracownikami obsługi lotniska.

List do gazety

W końcu Nii postanowił napisać list do filipińskich gazet, w którym opisał swój przypadek. Temat podjęła "Philippine Star". O nieszczęśliwym przybyszu z Afryki stało się głośno. Prasę obiegły zdjęcia nastolatka z Afryki ubranego w żółty trykot Juventusu.

Dzięki temu o Ghańczyku dowiedzieli się dwaj działacze piłkarscy: Rafael Rodriguez i Dominic Samson. Zaprosili go do swojego klubu, choć przyznali, że nie mogą mu zapłacić. Obiecali jednak pomoc w dostaniu się na studia.

Rafael i Dominic pomogli 18-latkowi. Załatwili formalności i opłacili mu podróż do Ghany i z powrotem na Filipiny - taki zabieg był potrzebny, by mógł legalnie znaleźć się na terytorium Filipin. Ghańczyk po 47 dniach uwięzienia na terenie lotniska odzyskał wolność.

- Myśleli, że nigdy nie wrócę - opowiadał Nii, wspominając rozmowy z Rafaelem i Dominikiem. Młody piłkarz jednak dotrzymał słowa. Wrócił na Filipiny, gdzie zaczął studiować nauki o sporcie.

Grał też w uniwersyteckim klubie Fighting Maroons, z którym sięgnął po trzy mistrzostwa. Potem występował w jeszcze innych filipińskich zespołach, m.in. w Dolphins United czy Green Archers. Po zakończeniu kariery został trenerem.

Komentarze (0)