[tag=14524]
UEFA[/tag] ostatecznie nie zajęła się sprawą wykluczenia Białorusi z eliminacji do Euro 2024. Podczas kongresu, który odbył się 5 kwietnia w Lizbonie, władze europejskiego futbolu skupiły się na wyborze Aleksandra Ceferina na nową kadencję prezydenta (TUTAJ przeczytasz więcej >>). Tym samym puściły mimo uszu m.in. apel Parlamentu Europejskiego w tej sprawie.
Sportowo wykluczenie reprezentacji Białorusi nie byłoby żadną stratą - w dwóch pierwszych meczach Białorusini zanotowali dwie porażki (0:5 ze Szwajcarią i 1:2 z Rumunią). Wizerunkowo? UEFA mogła dać sygnał, że poszła po rozum do głowy. I skoro Rosjanie zostali wykluczeni przed rokiem, zaraz po rozpoczęciu przez ich żołnierzy wojny na terenie Ukrainy, to w końcu przyszedł czas na Białoruś. Kraj, który wspiera Władimira Putina i tym samym jest współodpowiedzialny za mordy w Buczy, Irpieniu i setkach innych ukraińskich miast i wsi. Nic takiego jednak się nie stało.
Trzyma rękę na kasie
Alaksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, z pewnością decyzję UEFA rozegra wizerunkowo. Będzie mówił o zaufaniu ze strony Europy, przyjaźni z działaczami itd. Wykorzysta piłkarską reprezentację w celach propagandowych. Tyle, że...
- Piłkarze nigdy nie byli popularni w naszym kraju - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty Alaksandr Puciła, dziennikarz Biełsatu. - Nie byli i nie są, bo nigdy nie osiągnęli wielkiego, międzynarodowego, sukcesu. Gramy po prostu słabo.
To jednak nie przeszkadza Łukaszence, by kontrolować w 100 procentach, co się dzieje w miejscowej lidze, kadrze narodowej, klubach. Dlaczego?
- Trzyma rękę na kasie - dodał Puciła. - Przecież rok w rok z UEFA i FIFA na konto piłkarskiej federacji przychodzą przelewy bankowe. I to nie są małe kwoty. Trzeba więc mieć kontrolę nad nimi.
Zakazana flaga
Łukaszenka nawet nie udaje, że interesuje się piłką nożną. Hokej na lodzie? O tak, często odwiedza lodowiska. Tenis? Każde jego spotkanie z Aryną Sabalenką - jedną z czołowych zawodniczek świata - pokazuje telewizja. W tzw. prime time. Żeby każdy mieszkaniec Białorusi dowiedział się, że to dzięki jego wsparciu tenisistka osiąga takie sukcesy.
Piłka nożna to biedny kuzyn. Łukaszenka bardzo rzadko ogląda ją w telewizji. Na żywo? Praktycznie w ogóle. Ale - jak informują dobrze zorientowani eksperci - czasami docierają do niego strzępki informacji. Na przykład to, że Stanisław Drahun (piłkarz BATE Borysów, fundament wielokrotnego mistrza kraju, reprezentant, człowiek, który w 2019 roku strzelił bramkę w meczu z Arsenalem) po golu zdobytym w jednym z meczów ligowych podbiegł do kibiców, którzy trzymali biało-czerwono-białą flagę.
Flagę, która jest obecnie zakazana. Stała się symbolem opozycji wobec Łukaszenki. Kiedy prezydent obejrzał powtórkę w telewizji, wpadł w szał. Natychmiast zatelefonował. Efekt? Drahun nie otrzymał już nigdy więcej powołania do kadry narodowej.
Piłkarz trafił do więzienia
Zresztą Drahun nie jest jedyną ofiarą złości Łukaszenki. - Wielu dobrych graczy nie jest powoływanych do reprezentacji ze względu na poglądy polityczne - przyznał na łamach "The Guardian" Alaksandr Iwulin, piłkarz, który został skazany na dwa lata więzienia za udział w protestach, które przetoczyły się przez Białoruś po ostatnich wyborach prezydenckich.
W 2020 roku setki tysięcy Białorusinów wyszło na ulice, by pokazać swoje niezadowolenie z wygranej Łukaszenki. Siły porządkowe podległe dyktatorowi w ciągu kilku dni stłumiły protesty.
- Selekcjoner powołuje natomiast tych, którzy trzymają buzię na kłódkę - dodał Iwulin. - To jedna wielka szajka.
Pułkownik na stołku
W 2021 roku - jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie - Białoruska Fundacja Solidarności Sportu opublikowała wstrząsający raport, w którym udowodniono, że to Łukaszenka i jego ludzie kontrolują miejscowy sport, w tym i piłkę nożną. Dyrektor wykonawczy tejże fundacji - Alaksandr Apeikin - przekazał dokument do UEFA, żądając zawieszenia białoruskiej federacji.
- Po protestach po wyborach prezydenckich z 2020 roku białoruskie ministerstwo sportu zagroziło, że zakręci kurek z pieniędzmi klubom piłkarskim, których zawodnicy nie podpiszą prorządowych listów poparcia dla Łukaszenki - przyznał Apeikin.
- Nieprzypadkowo białoruską federacją i ministerstwem sportu zarządzają oficerowie, pułkownicy, przedstawiciele służb bezpieczeństwa - zauważył Puciła. - Nie chcą do stołków dopuścić byłych sportowców, trenerów, fachowców.
Jak mysz pod miotłą
Dowody przedstawione w raporcie BFSS mówią, że reżim Łukaszenki wpływa nawet na... wyniki sportowe. - W 2020 roku wysocy urzędnicy białoruskiego rządu wpływali na sędziów piłkarskich, aby ci nie pozwolili BATE Borysów na wywalczenie mistrzostwa kraju - możemy przeczytać w dokumencie. - Udało się. Zdecydowanie najsilniejszy białoruski zespół zajął ostatecznie drugie miejsce.
Jednym z najlepszych i najbardziej popularnych białoruskich piłkarzy ostatnich lat był Aleksandr Hleb. Występował m.in. w Barcelonie oraz . 80-krotnie zagrał w reprezentacji kraju. Co robi obecnie?
- Pracuje w białoruskiej federacji piłkarskiej - opowiedział nam Puciła. - Był nawet przymierzany do roli wiceprezesa, bo przecież szefem może być tylko ktoś z kręgu Łukaszenki. Natomiast wielka szkoda, że jako piłkarz, który nadal jest chyba najbardziej kojarzony przez Białorusinów, nie mówi nic o tym, co się dzieje w kraju. Siedzi cicho, jak mysz pod miotłą.
Łukaszenka jest szczęśliwy, że jego piłkarze nadal będą grali w eliminacjach mistrzostw Europy. Ale nie dlatego, że będą walczyli o awans. Nie, oni i tak nie awansują. Najważniejsze dla niego, że w najbliższych miesiącach znów wpłynie potężny przelew z UEFA. I to go najbardziej cieszy.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Włoszczowska zdradza kulisy decyzji MKOl ws. Rosjan. Tego chcieli sportowcy >>