Wywołał wielkie oburzenie, ale dał Argentynie tytuł. Znany psycholog tłumaczy zachowanie Martineza

Getty Images / Marvin Ibo Guengoer - GES Sportfoto / Na zdjęciu: Emiliano Martinez
Getty Images / Marvin Ibo Guengoer - GES Sportfoto / Na zdjęciu: Emiliano Martinez

Emiliano Martinez przykładając do krocza nagrodę dla najlepszego bramkarza turnieju, wywołał duży niesmak u kibiców. - To było całkowicie niepotrzebne - mówi Marcin Kwiatkowski, psycholog PKOL i rozbija na czynniki pierwsze jego zachowanie w finale.

Emiliano Martinez został bohaterem Argentyny i antybohaterem na świecie. A to za sprawą jego zachowania w finale mundialu oraz tuż po jego zakończeniu. Bramkarz Albicelestes szalał w nim między słupkami i walnie przyczynił się do zwycięstwa podopiecznych Lionela Scaloniego.

Golkiper Aston Villi obronił jednego karnego w serii jedenastek, a przy drugim wystarczająco zdekoncentrował strzelca, aby ten nie wytrzymał presji i chybił. W dodatku w trakcie całego spotkania nie można mu nic zarzucić. Wręcz przeciwnie, wszak wybronił piłkę meczową, gdy w 123. minucie stanął twarzą w twarz z Randalem Kolo Muanim.

Kibice go pokochali

Na uwagę zasługuje przede wszystkim zachowanie Argentyńczyka w trakcie serii rzutów karnych, który próbował rozpraszać rywali na wszelkie możliwe sposoby. Zagadywał ich, uprawiał trash talk, próbował wpływać na zachowanie mową ciała, a nawet odrzucił piłkę (za co otrzymał żółtą kartkę). Do postawy Martineza odniósł się Marcin Kwiatkowski, certyfikowany psycholog sportu pracujący m.in. dla Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielka feta w Buenos Aires!

- Rzuty karne to gra nerwów. Trzeba zacząć od tego, że Martinez miał pewną przewagę psychologiczną nad swoimi rywalami. Po pierwsze, bronił już jedenastki z Holandią, co mialo znaczenie, bo mógł się trochę z całą procedurą oswoić. Po drugie, wyszło mu to świetnie. Na dodatek bez wątpienia zbudowała go ta sytuacja ze 123. minuty, gdy obronił będąc sam na sam z Kolo Muanim. Dodała mu ona pewności siebie - tłumaczył Marcin Kwiatkowski.

- Było widać, że on w tych zachowaniach był świadomy. Te gesty, taniec po skutecznej interwencji. On się bawił z kibicami i w pewnym stopniu robił to dla nich. Za jego bramką siedział cały tłum Argentyńczyków. Zresztą ten taniec nie wziął się znikąd, Martinez podobnie reagował już z Holandią i myślę, że to się stało dla niego czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego. Wyszedł z założenia, że skoro raz zadziałało, to czemu ma się udać znowu? Poza tym miał wielkie wsparcie zawodników. On zmotywował Leandro Paredesa, ale i Paredes jego - dodał.

Taki ma styl bycia

Kibice z całego świata nie mają pretensji o sposób bronienia Martineza ale o jego niektóre gesty oraz słowa. Kwiatkowski zauważył, że bramkarz z Argentyny niekoniecznie przejmował się tym, co pomyślą o nim kibice. Liczył się tylko efekt.

- Martinez podobnie postąpił już w meczu z Kolumbią w trakcie ostatniego Copa America, gdzie także rewelacyjnie wypadł w serii jedenastek. Ma taki styl. Wychodzi z założenia, że cel uświęca środki. To odrzucanie piłki, poprawianie jej, sugerowanie sędziemu, żeby sprawdził, czy stoi właściwie - wszystko to ma wybić z rytmu strzelającego, włącznie z tak zwanym trash talkiem. Jego zachowania były przemyślane i jak widać zdały egzamin. Poza tym nieustannie prowadził komunikację z kibicami, od których też padło wiele niewerbalnych gestów - mówił.

- To był finał mundialu, więc mimo że Martinez robił wiele rzeczy świadomie, z pewnością odczuwał także wielką presję. To mogło potęgować jego reakcje. Ważna też była radość po obronionych karnych, bo większość bramkarzy nie reaguje tak impulsywnie. On tym samym pokazywał wielką pewność siebie, zachowywując przy tym trzeźwość umysłu. Bo przecież po skutecznym rozproszeniu Aureliena Tchouameniego, natychmiast podniósł piłkę i dał ją Paredesowi, żeby Hugo Lloris nie mógł odpłacić się pięknym za nadobne - zauważył Kwiatkowski.

Jeden czynnik

Zdaniem naszego rozmówcy, mimo wszystko to nie gestykulacja Martineza odegrała kluczową rolę i zasiała najwięcej niepewności w głowach Francuzów. Poza licznymi detalami, miał na to wpływ jeden, konkretny czynnik.

- Przy bronieniu karnych, antycypacja to absolutnie kluczowa sprawa. Trzeba wyczuć, gdzie strzelający pośle piłkę. Z naukowego punktu widzenia, to jest element absolutnie do wyćwiczenia. Nad tym się pracuje. Na obronę składa się wiele detali, począwszy od tych, które już omówiliśmy, po inne. Na przykład niekiedy bramkarze bardzo szybko ruszają nogami przed karnym, co może przyśpieszyć ich reakcję. To też mogliśmy zaobserwować u Martineza, ale trzeba robić to bardziej umiejętnie - tłumaczył Kwiatkowski.

- Wpływ na strzelającego może wywrzeć nawet ubiór. A Martinez rzeczywiście miał bardzo jaskrawy strój. Zwłaszcza, że to bramkarz bardzo dobrze zbudowany, wysoki, wtedy to może potęgować wrażenie, bramka niejako robi się mniejsza. Ale nie to miało decydujący wpływ. Martinez cztery razy rzucił się w ten sam róg. To przyprawia rywali o ogromną niepewność. Każdy kolejny wykonawca jedenastki może zacząć tracić pewność siebie, do ostatniej chwili rozmyślając "czy on znowu wybierze ten sam wariant?". Właśnie przez to najczęściej gracze pudłują - kontynuował.

Fakty mówią same za siebie. Mieli plan

Pogląd Kwiatkowskiego nie jest tylko suchą teorią. Idą za nim badania naukowe, które potwierdzają tę narrację.

- Naukowcy z holenderskiego University of Twente przeanalizowali, co dzieje się w mózgach osób wykonujących rzuty karne. Badania wykazały, że u osób, które ulegają presji i nie strzelają goli, dochodzi do aktywacji obszarów mózgu odpowiedzialnych za myślenie długoterminowe. To wskazuje, że przyczyną niestrzelenia gola może być zbyt intensywne myślenie o konsekwencjach. Wyniki tych badań ukazały się w artykule "Exploring the Brain Activity Related to Missing Penalty Kicks: An functional Near-Infrared Spectroscopy Study" - zauważył Kwiatkowski.

W samym artykule możemy przeczytać, że testy przeprowadzono w różnych sytuacjach i wzięli w nich udział gracze o różnych osobowościach, zarówno amatorzy, jak i profesjonaliści. Niekiedy bramkarz był ich kolegą, innym razem mieli strzelić do pustej bramki, a w jeszcze innej sytuacji bramkarz starał się ich rozproszyć. Za strzelenie gola do wygrania była nagroda. W trakcie pomiarów gracze mieli specjalną nakładkę na głowie, która mierzyła aktywność mózgu. Po każdej próbie wypełniano specjalny kwestionariusz, za pomocą którego mierzono poziom presji i zdenerwowania.

Odkryto, że gracze, którzy lepiej radzili sobie pod presją, aktywowali w mózgu obszar odpowiedzialny za wykonywanie konkretnych zadań. Na przykład wzmożona aktywność kory ruchowej poprawiała działanie w stresie. Z kolei ci, którzy odczuwali większą presję i częściej pudłowali, aktywowali działanie kory podczołowej, więc obszaru odpowiedzialnego za myślenie długoterminowe (w tym przypadku o konsekwencjach).

"Całkowicie niepotrzebne

Wniosek? Przy karnych trzeba się wyłączyć, co Martinez skutecznie uniemożliwiał swoim rywalom, w przeciwieństwie do Llorisa, który nie wpływał tak na zachowanie Argentyńczyków oraz nie zasiewał w ich głowach niepewności swoimi wyborami przy obronie.

- W związku z tym działania Martineza można usprawiedliwić, bo karne to gra nerwów, a liczy się efekt końcowy. Ja osobiście nie popieram przekraczania pewnej granicy, ale rozumiem, z czego to wynika. Rzeczy odebrane przez fanów zdecydowanie negatywnie wydarzyły się później, a chodzi w szczególności o ten gest z przyłożeniem trofeum do krocza. To było całkowicie niepotrzebne i szczerze mówiąc wielu zapamięta go właśnie z tego, zwłaszcza tych, którzy rzadko oglądają piłkę nożną. Mleko się rozlało - zauważył Kwiatkowski.

- A dlaczego Martinez tak się zachował? To akurat na pewno nie było przemyślane. Myślę, że energia się w nim skumulowała. Mówił także, że Francuzi go wygwizdywali. Faktycznie mógł coś usłyszeć z trybun, do tego doszły emocje związane z finałem i stało się. Sam charakter Martineza też nie jest łatwy. Ma trudną przeszłość. Arsene Wenger też jest Francuzem i powiedział, że zważywszy na jego historię, jest pełen podziwu dla tego, gdzie się znalazł. Ja oczywiście nie pochwalam takich zachowań, ale rozumiem, skąd się mogą brać, bo właśnie na tym polega moja praca - dodał.

Po tym na świecie zaczęto nazywać go błaznem

Martinez nie poprzestał na jednym niesmacznym geście. Celebrując triumf w Katarze ze swoimi rodakami, zabrał se sobą lalkę, na którą nakleił smutną twarz Kyliana Mbappe.

- Argentyńczyk to ciekawy przypadek i niektóre rzeczy, które robi zaprzeczają innym. Na przykład po zakończeniu meczu pocieszał Mbappe, jednak chwilę potem, już w szatni, zaintonował przyśpiewkę o "minucie ciszy" dla Francuza, a na końcu wyszedł z jego lalką. Myślę, że te emocje z niego nie wyszły. Być może chciał pokazać, że nie dba o to, jak ktoś go postrzega. Jest sobą i nie zważa na krytyków. Ma wiele twarzy i jedna z nich ujawniła się w Katarze. Sam jestem ciekawy, ile jego odsłon zobaczymy jeszcze w przyszłości. Nie mam wątpliwości, że będzie ich wiele, bo cała kariera przed nim i przypuszczalnie wiele lat gry na wysokim poziomie - podsumował Marcin Kwiatkowski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Manchester United rusza na zakupy. Medalista mundialu w Katarze zmieni klub?
W Katarze wygrał wiele, wcale nieprzypadkowo. Może być najdroższy w historii

Źródło artykułu: WP SportoweFakty