Na początku czwartej kwarty zespół Legii Warszawa po celnym rzucie Michała Sokołowskiego prowadził różnicą dziewięciu punktów (62:53) i był na najlepszej drodze do odniesienia niespodziewanego zwycięstwa na terenie trzykrotnego mistrza Polski.
Podrażnieni włocławianie wzięli się jednak do pracy. Poprawili obronę, szybciej zaczęli przechodzić z piłką do ataku, co zaowocowało zdobyciem łatwych punktów. Królował Ivan Almeida, który w tej części gry zdobył aż 11 oczek. Swoje dołożyli także Deishuan Booker i Ivica Radić.
Anwil zaliczył serię 21:2, dzięki której objął prowadzenie 77:66. Legię próbował ratować świetny Jamel Morris, który w ostatnich 90 sekundach meczu zdobył aż osiem punktów. Włocławianie nie dali się jednak dogonić i po raz trzeci w tym sezonie odnieśli zwycięstwo. Cenne, bo w ostatnim czasie wokół zespołu było sporo zamieszania: porażka w Szczecinie, zmiana dotychczasowego trenera.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomaszewski zachwycony nagrodami Lewandowskiego. "To jeden z najszczęśliwszych dni polskiego futbolu"
- Pozwoliliśmy się rozpędzić Anwilowi. Rywale złapali swój rytm, a my pudłowaliśmy z otwartych pozycji. Ostatnia kwarta do zapomnienia - mówi wprost Morris, który trafił 9 z 18 rzutów z gry. Zakończył mecz z 26 punktami i 6 asystami na koncie.
- Zabrakło trochę w czwartej kwarcie sił, spokoju, może umiejętności. W kluczowym momencie nie trafiliśmy kilku rzutów i pozwoliliśmy w czwartej kwarcie Anwilowi pobiec do przodu i to nas zgubiło. Gdybyśmy trafili kilka rzutów, uciekli na kilkanaście punktów, myślę, że ten powrót Anwilu byłby dużo trudniejszy - komentuje z kolei Wojciech Kamiński.
Trener warszawskiego zespołu spodziewał się tego, że Marcin Woźniak dokona korekt w zespole, a jedną ze zmian będzie wprowadzenie kombinowanej obrony 1-3-1. Ten rodzaj defensywy otwiera sporo miejsc w rogach dla rywali. Warszawianie o tym wiedzieli, ale nie zawsze wiedza idzie w parze z egzekucją, o czym przekonuje Wojciech Kamiński.
- Domyślaliśmy się, że trener Woźniak zdecyduje się na takie ustawienie w obronie. Jednak od wiedzy do rozbicia strefy jest daleka droga. Nie ukrywam, że nie graliśmy najlepiej przeciwko tej obronie. Nie ukrywam też, że ciężko było nam rywalizować z Anwilem pod względem fizycznym. Grą kombinacyjną musieliśmy zdobywać punkty - nie ukrywa doświadczony szkoleniowiec.
Legii mocno dał się we znaki Ivan Almeida, który w ciągu 38 minut zdobył 24 punkty, 15 zbiórek i 5 asyst. Lider Anwilu robił wszystko na boisku: punktował, zbierał, blokował, instruował kolegów i grał też z publicznością, która zachwycała się jego popisami. Czy zdaniem Kamińskiego jest to w tym momencie najlepszy gracz w PLK?
- Uważam, że najlepszy gracz powinien trzymać równy poziom w każdym meczu, a Almeida jest zawodnikiem, który ma dwa oblicza. Jeśli gra tak jak w spotkaniach z nami i z GTK, to na pewno ma prawo kandydować do takiego miana. Z kolei jeśli będzie grał tak jak w Szczecinie, to nie wydaje mi się, żeby tak było. Jednak nie ma co ukrywać, że jak na warunki polskie, to gracz wybitny, o wielkich umiejętnościach. Przekonaliśmy się o jego sile w kluczowych momentach - odpowiada szkoleniowiec Legii.
Warszawianie po siedmiu kolejkach z bilansem 5:2 zajmują trzecie miejsce, z kolei włocławianie zajmują 10. miejsce (3:3). Już w czwartek Legia zagra u siebie z Asseco Arką, z kolei Anwil ma zmierzyć się z MKS-em Dąbrowa Górnicza, ale niewykluczone, że spotkanie zostanie przełożone na inny termin.
Zobacz także:
Dominik Olejniczak - z pokorą idzie po swoje. Narodziny nowej bestii w PLK
EBL. Rolands Freimanis: Szukałem klubu, w którym będę wygrywał tytuły. I taki znalazłem [WYWIAD]
NBA. Lakers - Heat. Marcin Gortat: Nie można obstawiać przeciwko LeBronowi. Król jest tylko jeden [WYWIAD]