Danny Gibson: Musimy wygrywać takie mecze

Amerykański rozgrywający był najlepszym strzelcem Rosy w wygranym spotkaniu z Anwilem. Po zakończeniu meczu zanalizował początek sezonu oraz powrócił do wpadki w Toruniu.

Zwycięstwo w trzeciej kolejce Tauron Basket Ligi nie przyszło Rosie łatwo. Bardzo ważne dla końcowego rozrachunku okazały się druga i trzecia kwarta, wygrane przez gospodarzy odpowiednio 23:17 i 20:12. Choć radomianie mieli już sporą zaliczkę, przyjezdni nie zamierzali odpuszczać i w pewnym momencie znacząco zniwelowali straty.
[ad=rectangle]
- To był bardzo trudny, twardy mecz. Mocno fizyczny, oparty przede wszystkim na sile, a nie na technice i finezji - przyznał po ostatniej syrenie Danny Gibson. Rozgrywający był najlepszym strzelcem sobotniego pojedynku, zapisując na swoim koncie 20 punktów przy skuteczności 7/13 z gry (w tym 4/8 z dystansu).

Po zajęciu czwartego miejsca w poprzednim sezonie, w bieżących rozgrywkach podopieczni Wojciecha Kamińskiego chcą co najmniej powtórzyć ten wynik. - Jeśli chcemy być mocną drużyną i do miana takiej aspirować, musimy wygrywać takie pojedynki, przede wszystkim przed własną publicznością - podkreślił Amerykanin. Mimo tego, iż Anwil przyjechał na Mazowsze z dwoma porażkami na koncie, mocno postawił się rywalom. - Każdy zespół wychodzi przecież na parkiet po to, aby wygrać. Wiedzieliśmy, że Anwil będzie chciał się odbudować - zaznaczył Gibson.

Gibson i koledzy chcieli jak najszybciej zapomnieć o porażce w Toruniu
Gibson i koledzy chcieli jak najszybciej zapomnieć o porażce w Toruniu

Przed tygodniem Rosa doznała bardzo bolesnej przegranej w grodzie Kopernika z miejscowym beniaminkiem. Wielu zawodników, jak i sztab szkoleniowy, określiło to spotkanie jako najsłabsze w wykonaniu zespołu w ostatnim czasie. - Byliśmy bardzo rozczarowani porażką w Toruniu i przede wszystkim stylem, w jakim ją ponieśliśmy - powiedział 30-latek. On także nie najlepiej spisał się przeciwko Polskiemu Cukrowi. - Musieliśmy jednak szybko o niej zapomnieć, zostawić ją za sobą i skupić się na spotkaniu z Anwilem. Chcieliśmy zaprezentować się dużo lepiej niż przed tygodniem. Żaden z meczów w tym sezonie nie będzie łatwy, co pokazało starcie w Toruniu - zwrócił uwagę.

Gibson dołączył do radomskiej ekipy przed rozpoczęciem bieżącego sezonu. Przebywa z nią od początku przygotowań, więc zdążył już dobrze poznać kolegów z drużyny i cały klub. - Czuję się tutaj bardzo dobrze. Nasz zespół spisuje się coraz lepiej. Chodzi przecież o to, aby się rozwijał i wygrywał kolejne mecze. Kluczem jest dobrze wejść w sezon, dobrze go zacząć - nie miał wątpliwości. - Jak na razie idzie nam nieźle. Na pewno nasza forma będzie rosła z każdą następną kolejką - dodał.

Rzucający nie czuje się w nowej rzeczywistości osamotniony. Przebywa bowiem w towarzystwie dwóch swoich rodaków, Kima Adamsa i Johna Turka. Szczególnie pomocna jest mu osoba pierwszego z wymienionych podkoszowych, który może pochwalić się, obok Jakuba Zalewskiego, najdłuższym stażem w Rosie. - Kim jest bardzo ważną postacią w naszym zespole. Może nie gra zbyt dużo, ale jest jednym z liderów mentalnych. Duży wpływ ma również to, że jest tutaj już dość długo - nie ukrywał Gibson.

W poprzednim sezonie rozgrywający występował w TBL, tyle że w Śląsku Wrocław. Jakie różnice dostrzega pomiędzy poprzednim klubem a obecnym? - Zarząd Rosy podchodzi do swoich obowiązków bardzo profesjonalnie, wszystko podporządkowane jest drużynie i to jej dobro stawiane jest na pierwszym miejscu. Z takimi nadziejami też tutaj przychodziłem. Wiedziałem, że klub jest świetnie poukładany - zakończył.

Źródło artykułu: