Danny Gibson: Nie wiem, gdzie się podziała nasza energia

Twarda obrona przeciwko Danny'emu Gibsonowi była jednym z kluczowych elementów taktycznych Anwilu Włocławek na mecz ze Śląskiem Wrocław. Efekt? Amerykanin zdobył tylko cztery punkty.

- Anwil Włocławek zagrał ten mecz z wielką energią. Na pewno nakręcił ich ten tłum kibiców, który głośno wspierał ich od pierwszej minuty spotkania. Jak ma się takie wsparcie to zawsze gra się łatwiej i Anwil wyraźnie złapał wiatr w żagle już na samym początku meczu - mówił Danny Gibson, amerykański rozgrywający Śląska Wrocław po porażce z Anwilem Włocławek.

Przygotowania Rottweilerów do meczu z odwiecznym rywalem odbywały się pod kątem maksymalnego ograniczenia dwóch koszykarzy: Roberta Skibniewskiego oraz Gibsona właśnie. To na grę tej dwójki trener Milija Bogicević zwracał największą uwagę i uczulał swoich koszykarzy, że zatrzymanie obu zawodników mocno ograniczy wachlarz możliwości wrocławian w ataku.

Po ostatniej syrenie serbski szkoleniowiec mógł być zadowolony, wszak Gibson nie miał zbyt wiele swobody na parkiecie. Amerykanin, który przeciętnie w każdym meczu zdobywa ponad 11 oczek, trafił tylko jeden rzut z gry (na pięć prób) i ostatecznie zakończył poniedziałkowe spotkanie z dorobkiem czterech oczek, trzech zbiórek i siedmiu asyst. Niewiele, jak na 28 minut na parkiecie.

Zdecydowanie nie w takim humorze był Danny Gibson po meczu z Anwilem
Zdecydowanie nie w takim humorze był Danny Gibson po meczu z Anwilem

- Nie ma sensu mówić zbyt dużo o tym meczu. Anwilu po prostu bezlitośnie wykorzystał nasze słabości i wygrał zasłużenie. Mówiłem już o tym, że oni zagrali z fantastyczną energią, a tymczasem gdzie podziała się nasza energia, tego naprawdę nie jestem w stanie wytłumaczyć - dodawał Gibson.

Anwil prowadził niemalże od pierwszej do ostatniej minuty, choć na początku czwartej kwarty goście tracili do miejscowych tylko pięć oczek, 55:50. To był moment, w którym mogli pójść za ciosem i wytrącić gospodarzy z rytmu. Zamiast tego jednak, Anwil zanotował serię 16:3 i było po meczu.

- Doszliśmy ich bardzo, bardzo blisko, ale wówczas włocławianie pokazali klasę. Każdą akcję kończyli punktami, a my odwrotnie. Nie trafialiśmy prostych rzutów i nagle zamiast minus trzy, zrobiło się minus siedem, potem 10, 15 i tak dalej. Zanim się obejrzeliśmy, do końca meczu pozostało tak mało czasu, że nie można było już nic zrobić - kończył Amerykanin.

[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/url][/b]

Źródło artykułu: