Po otwarciu fazy play-off Radosław Hyży mówił o tym, że "pierwsze śliwki robaczywki". Innymi słowy - kiedy gra się dzień po dniu, faworytowi znacznie trudniej wygrać jest za pierwszym razem. Za drugim skrajnie zmotywowany rywal, który rzuca na szalę wszystkie siły dzień wcześniej, nie jest już tak agresywny, często bywa zmęczony.
Jak się okazało, maksyma ta pasuje nie tylko do pierwszej, ale i drugiej rundy tegorocznych play-off w wykonaniu ekipy znad Odry.
W sobotnim spotkaniu SIDEn Toruń był jak najbardziej równorzędnym rywalem dla wrocławskiego zespołu. Można wręcz powiedzieć, że był o krok od sprawienia sensacji, bo los spotkania rozstrzygnął się w kilku ostatnich posiadaniach. Sytuacje "back-to-back", a więc rozgrywanie meczów "dzień po dniu " są bezlitosne i faworyzują zespoły silniejsze, lepiej przygotowane kondycyjnie, z większą głębią składu.
Wszystkie te stwierdzenia pasowały jak ulał do drugiego starcia Śląska i SIDEnu. Gospodarze zaczęli z o wiele większą werwą, animuszem i z minuty na minutę rozmontowywali rywala. Na początku różnicę zrobił Krzysztof Sulima, którego szybkie 8 "oczek" i 3 zbiórki skłoniło przeciwników do wzięcia przerwy na żądanie. Kilka akcji później było już 27:9 dla Wojskowych.
Żadna z sobotnich bolączek się nie powtórzyła - podopieczni Tomasza Jankowskiego trafiali z dystansu, wypracowywali sobie otwarte pozycje, sami tłamsząc torunian w obronie. Co bardziej zajęci kibice mogli z dużą dozą komfortu opuścić halę po pierwszej kwarcie, w której gospodarze nie stracili piłki...ani razu i pozwolili rywalowi na ledwie jedną zbiórkę w ataku.
Jeżeli chodzi o poziom emocji, rzeczony zajęty kibic raczej niczego nie stracił - kolejne minuty to run Śląska 27:4 (!) i prowadzenie 47:16 na...4 minuty przed przerwą. Była to jedna z najpotężniejszych ofensywnych eksplozji WKS-u w całym sezonie. Pech, że przypadła akurat na SIDEn.
Pierwsza połowa meczu zakończyła się astronomicznym rezultatem 63:18 i na tym właściwie można zakończyć relację, bo na boisku nie wydarzyło się już praktycznie nic istotnego. Jak widać, nie tylko PGE Turów Zgorzelec miał w niedzielne popołudnie dzień konia.
Warto zwrócić uwagę, że aż sześciu zawodników Śląska zdobyło ponad 10 punktów.
WKS Śląsk Wrocław - Polski Cukier SIDEn Toruń 95:52 (27:9, 36:9, 13:20, 19:14)
Śląsk - Ochońko 14, Kikowski 13, N. Kulon 13, Diduszko 13, Flieger 12, Sulima 11, Gabiński 7, Hyży 6 (10 zb.), Prostak 4, Bochenkiewicz 2
SIDEn - Żytko 15, Perka 10, Jarecki 7, Śmigielski 7, Bochno 4, Lisewski 4, Sikora 3, Plebanek 2
Stan rywalizacji: 2:0 dla Śląska
Kolejny mecz: 27 kwietnia 2013 w Toruniu
Zaiste,