Karol Wasiek: Czuliście presję przed tym spotkaniem? Bo w przypadku braku wygranej, mogliście nawet nie awansować do kolejnej fazy EuroCupu.
Nick Calathes: Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak ważne jest to spotkanie i to było widać w naszej grze od samego początku. Wyszliśmy bardzo skoncentrowani. Dobrze pracowała nasza obrona, nie pozwalaliśmy Treflowi na zdobywanie punktów. W dodatku umiejętnie przeprowadzaliśmy piłkę z obrony do ataku, co dało nam dużo łatwych punktów. Uważam, że rozegraliśmy całkiem niezły mecz.
Z perspektywy trybun wygląda to tak, że bardzo łatwo radziliście się z obroną Trefla Sopot. Spodziewaliście się, że będzie nieco trudniej?
- Wiedzieliśmy, że Trefl postawi nam trudne warunki, ponieważ to jest dobra drużyna. Oni potrafią grać w koszykówkę, co udowodnili chociażby w pierwszym meczu w Krasnodarze. Wiedzieliśmy, że musimy ten mecz po prostu wygrać i to zrobiliśmy.
Co w takim razie stało się z wami w trzeciej kwarcie, w której zdobyliście tylko 10 punktów, a straciliście aż 27?
- Muszę powiedzieć, że nie wyszliśmy z taką samą agresją, jak w pierwszej połowie. Nie trafiliśmy kilka rzutów z otwartych pozycji i to gospodarze momentalnie wykorzystali i wrócili do gry. Jako, że chcemy być wielkim zespołem w Europie to nie możemy pozwalać sobie na takie błędy. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach to się nam nie przytrafi.
Co ciebie przekonało do tego, że przyjść do takiej drużyny jak Lokomotiv Kubań?
- Znałem zespół z Kubania, ponieważ grał on zawsze w europejskich pucharach. Po trzech latach spędzonych w Atenach chciałem spróbować czegoś nowego. Z Panathinaikosem wygrałem Euroligę, ligę grecką, więc tak naprawdę dokonałem wszystkiego. Gra w Kubaniu to dla mnie znakomita okazja, by udowodnić, że mogę być liderem zespołu i brać odpowiedzialność za wyniki drużyny. Na tym mi zależało. Chcemy pokazać się w EuroCupie z jak najlepszej strony. Mamy do tego odpowiednich zawodników oraz świetnego trenera.
A jak w takim razie wspominasz te trzy lata w Atenach?
- To były wspaniałe czasy. Kiedy masz okazję pracować z takim fachowcem, jak Żelimir Obradović to aż chcę ci jeszcze mocniej trenować. To wspaniały trener, jeden z najlepszych w Europie, a może nawet na całym świecie. Nauczyłem się naprawdę sporo od niego i dużo mu zawdzięczam. Pamiętam, że w pierwszym roku nie grałem zbyt wiele, później to się zmieniło i trener mi zaufał. Miałem okazję grać obok Dimitrisa Diamantidisa, którego także cenię i szanuję. To świetny rozgrywający, najlepszy w Europie. Bardzo dużo się od niego nauczyłem.
Jakie to uczucie, kiedy wygrywasz najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie?
- To było coś niesamowitego! Nie zapomnę tego do końca swojej kariery, a nawet dłużej. Była tam ze mną cała moja rodzina. Kiedy wygrywasz takie trofeum, to wszystkie twoje koszykarskie marzenia się spełniają. Miałem okazję stanąć obok tych zawodników, którzy grali w Europie przez 15 lat i poczuć się, że zrobiłem coś wielkiego. Na pewno tego nie zapomnę.
Była w ogóle szansa żebyś został na kolejny sezon w Atenach?
- Była okazja. Jednak kiedy dowiedziałem się, że trener Obradović opuszcza Ateny to pomyślałem, że czas zacząć coś nowego. Kubań do mnie zadzwonił i przedstawił niezłą ofertę pracy. Nie zastanawiałem się nad tym długo, ponieważ wiedziałem, że Lokomotiv dąży do tego, by być rozpoznawalnym klubem w Europie.
Zauważyłem, że w Kubaniu odgrywasz nieco inną rolę niż w Atenach. Ciężko było się przestawić?
- W Panathinaikosie liderem drużyny był Diamantidis, który grał bardzo dużo z piłką. Moją rolą było dostarczenie piłki do niego i szukanie wolnych pozycji dla siebie. Jednakże uwielbiałem z nim grać, ale chciałem coś zmienić w swojej karierze. W Kubaniu odgrywam nieco podobną rolę, jak Diamantidis w Atenach. Jestem zadowolony ze swojej roli. Gram teraz więcej z piłką i zdecydowanie więcej to ode mnie zależy. Czuję się liderem tego zespołu. To jak gramy, czy wygrywamy, czy przegrywamy to w dużym stopniu zależy od mojej dyspozycji, ale ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę.