- Turów to renomowana drużyna - rozmowa z Johnem Turkiem, nowym środkowym PGE Turowa

John Turek poprzedni sezon spędził w Belgii. Amerykanin poprzedni sezon spędził w zespole Optima Gent, gdzie na swoim koncie zapisywał średnio 13 punktów, 10,6 zbiórki i 1,4 bloku. Od nadchodzących rozgrywek będzie bronił barw PGE Turowa Zgorzelec.

Damian Chodkiewicz: Proszę przybliżyć nieco swoją osobę.

John Turek: Myślę, że jestem pokornym, ciężko pracującym na sukces koszykarzem. Na co dzień na treningach daję z siebie wszystko.

Do Zgorzelca przybył pan z żoną. Jak podoba się Państwu Zgorzelec?

Owszem, przyjechałem z żoną i na razie wszystko jest w porządku. Widzieliśmy Görlitz, czytaliśmy również na temat obu tych miast - Zgorzelca i Görlitz i muszę przyznać, że są to miasta, jak wiele innych. Dobrze się tutaj czujemy.

Nie przeszkadza, że jest to mała miejscowość?

Nigdy wcześniej nie mieszkaliśmy z żoną w małym mieście. Jest to swego rodzaju nowe doświadczenie i nowe przeżycie dla nas. Krok po kroku przyzwyczajamy się do tego i zaczynamy korzystać z życia.

Jakie są pana zainteresowania?

Nie tylko koszykówka. Lubię grać w golfa, ping-ponga i scrabble. Jesteśmy rodziną religijną, więc chodzimy do kościoła, a czas wolny spędzam ze swoją żoną.

Kto jest pańskim wzorem do naśladowania w koszykówce?

Jest jeden koszykarz, którego podziwiam. To Kevin Garnett. Jest bardzo waleczny, szybki i ponadto jest świetnym motywatorem. To są cechy, które w nim podziwiam, a zarazem staram się je wyrobić w sobie.

Do Turowa trafił pan z Belgii. Dlaczego wybrał pan właśnie zgorzelecki klub?

Słyszałem wiele dobrego na temat tego klubu. Wiem dużo o tym, co Turów osiągnął w ubiegłym roku. Dowiedziałem się również o znakomitym trenerze, jakim jest Saso FIlipovski, który wiele dokonał z drużyną w ubiegłym sezonie. Poza tym, ludzie przyjeżdżają tutaj wygrywać, a to jest tym, co ja chcę robić, co lubię robić. To były chyba dwa główne powody, dla których tutaj jestem.

Ostatni sezon, przynajmniej statystycznie, miał pan bardzo udany.

Fakt, statystyki może były dobre, ale tylko dzięki ciężkiej pracy. Cały zespół grał świetnie i wiele piłek było oddawanych w moje ręce. Miałem także dużo zbiórek, co oczywiście jest jak największym plusem.

Nie było innych ofert, czy ta była pierwsza i najbardziej konkretna?

Było kilka ofert. Nie wiem, czy lepszych, ale na pewno miałem kilka. Zdecydowałem się na grę w Turowie, ponieważ - jak już powiedziałem - jest tutaj świetny trener. Panuje tutaj naprawdę sportowa atmosfera i przede wszystkim jest to klub z renomą.

A kluby z Belgi? Nie były panem zainteresowane? Przecież najlepiej wiedzieli, na co pana stać.

Fakt, niektóre zespoły z Belgii chciały mnie w swych szeregach. Ja jednak byłem przygotowany na przeniesienie z wielu powodów, między innymi osobistych. Nie ukrywam, że czas spędzony w Belgii był czymś naprawdę wyjątkowym. O moim przyjściu do Zgorzelca mówi pan, jakby był to hit transferowy. Fakt, może i jest, bo Turów jest naprawdę renomowaną drużyną, a ponadto jest na wysokim, piętnastym miejscu w rankingu Eurobasket. Jestem zadowolony, że będę mógł reprezentować barwy tego klubu.

Podobno jest pan łatwo podatny na kontuzje. Rzeczywiście tak jest?

Ja jestem podatny na kontuzje? Kto panu naopowiadał takich bzdur? [śmiech] Jedyną, najbardziej poważną kontuzją, jaką kiedykolwiek miałem, było skręcenie kostki na uniwersytecie. Od trzech lat nie opuściłem żadnego treningu z powodu jakiegoś defektu. W ubiegłym sezonie może i nie byłem na kilku, ale to bardziej ze względów prywatnych. To moje pierwsze trzy lata, kiedy nie miałem żadnej kontuzji.

To prawda, że rzuty wolne nie są pana mocną stroną?

Tak, możliwe, że tak. To jest element, który muszę i chcę poprawić pod okiem trenera Filipovskiego. Mam taką cichą nadzieję, że uda mi się osiągnąć ten cel, jakim jest poprawa rzutów wolnych.

Co może pan powiedzieć o słoweńskim trenerze? Ciężka praca jest na treningach?

Przez ten czas, który do tej pory tutaj spędziłem, zauważyłem, że ten człowiek zna się na koszykówce bardziej niż ktokolwiek inny. Możesz to zauważyć podczas treningów. Filipovski wie bardzo dużo o stronie technicznej koszykówki, bowiem trenuje nie tylko same rzuty, czy samą obronę, ale ćwiczy też penetrację. To jest niewątpliwy atut, że każdy z nas będzie przygotowany na wszelką ewentualność.

Jak dużo może się pan od niego nauczyć?

Wielu, wielu rzeczy! Mogę nauczyć się różnych technik, tj. zmiany kierunków, odpowiedniego kozłowania piłką, a także rozciągania zasłon, czy ustawiania się w odpowiednim miejscu, bądź różnych stli rzuty piłką do kosza, czy koszykarskich zmyłek.

Co, prócz walki podkoszowej, jest pana atutem?

Poza tym, że zbieram piłki, walczę również ostro na tablicach, równie dobrze idzie mi walka wysoka i niska, zarówno w ataku, jak i w obronie. Potrafię świetnie zmieniać kierunek gry, ale jak już powiedziałem, szybko się uczę i na pewno jeszcze wielu rzeczy nie wiem, że jestem w nich dobry [śmiech].

Jaki jest pana cel na obecny sezon i co chciałby pan robić tuż po nim?

Przede wszystkim wygrać kolejny mecz, bądź czasami przetrwać kolejny trening [śmiech].

Komentarze (0)