John Turek: Moi koledzy zrobili wielką robotę

Trefl Sopot wywiózł bardzo cenne zwycięstwo z Wrocławia, pokonując Śląsk 85:77. Ojcem chrzestnym tej wygranej został John Turek. Amerykanin zagrał tego wieczora wybornie i notując niesamowite double-double w postaci 29 punktów i 17 zbiórek, zapewnił Treflowi wygraną. Skromność nie pozwala mu jednak mówić o sobie jako o bohaterze spotkania.

- Dla mnie ten mecz był wyjątkowy przede wszystkim dlatego, że mój zespół wygrał. Tak długo, jak wygrywamy, jestem szczęśliwy - rozpoczyna swoją wypowiedź John Turek po jednym z najbardziej nieprawdopodobnych spotkań, jakie dotychczas rozegrał. Amerykanin spędził na parkiecie 32 minuty i w tym czasie zaaplikował defensorom Śląska Wrocław 29 punktów, 17 zbiórek, a także wymusił siedem fauli. Trafił 12 z 16 rzutów z gry, a także pięć z siedmiu osobistych.

- Statystycznie być może było to moje najlepsze spotkanie w karierze. Nie miałem wielu aż tak dobrych meczów, ale kilka tak. Trudno je wszystkie porównać - tłumaczy środkowy Trefla Sopot, a zapytany o polski etap swojej kariery, czyli występy w obecnym sezonie oraz przed dwoma laty w PGE Turowie Zgorzelec, odpowiada bez wahania - Jeśli chodzi o Polskę, to był mój najlepszy mecz.

Co ciekawe, środowy pojedynek we Wrocławiu nie zaczął się po myśli sopocian. Gospodarze prezentowali się bardzo dobrze w pierwszej kwarcie, w której rzucili podopiecznym Karlisa Muiznieksa aż 27 punktów, prowadząc różnicą dziesięciu oczek. W drugiej odsłonie wszystko jednak się zmieniło, gdyż sprawy w swoje ręce wzięli Łukasz Koszarek, Adam Waczyński oraz wspomniany Turek. Amerykanin zdobył wówczas osiem oczek, więc już do przerwy miał na swoim koncie 15, a Trefl prowadził 43:38.

- Zaczęliśmy mecz zbyt wolno i szukaliśmy swojego rytmu przez dobre kilkanaście minut. Dopiero pod koniec drugiej kwarty wreszcie zaczęliśmy grać na miarę swoich możliwości i umiejętności i szybko wypracowaliśmy sobie kilka oczek przewagi - wyjaśnia Turek, dodając po chwili - Nie bałem się w ogóle o naszą grę. Wiedziałem, że kiedy zaczniemy grać w obronie, atak przyjdzie sam. I tak też się stało.

Również po zmianie stron Koszarek zagrywał większość piłek do Turka, a ten nie wahał się w żadnym momencie. Wykorzystując swoje, zdobyte na europejskich parkietach, doświadczenie a także siłę i mobilność, raz po raz ogrywał środkowych Śląska i ostatecznie zakończył mecz z fantastycznym double-double na koncie i 40 punktami evaluation. - Moi koledzy zrobili wielką robotę podając do mnie. To cechuje wielkie zespoły, że umieją w dobrym momencie znaleźć tego zawodnika, który jest w gazie. Ja się nie wahałem, bo wiedziałem, że moi partnerzy na mnie liczą i chcą bym wykorzystywał to, że jestem w formie - mówi Amerykanin, a jego Trefl pokonał ostatecznie wrocławian 85:77.

Warto dodać, że w tym sezonie sopocianie rozegrali kilka dramatycznych końcówek, ale większość z nich przegrali. Tak było chociażby z Anwilem (71:72), Energą Czarnymi (72:73), Śląskiem u siebie (77:82) oraz Siarką (65:66). Wygrali natomiast z PGE Turowem (86:83), Zastalem (89:87) i Polpharmą (75:71). - Przegraliśmy już w tym sezonie kilka bardzo ważnych spotkań po zaciętych końcówkach i myślę, że wyciągnęliśmy z nich wnioski. Jesteśmy lepiej przygotowani do takich meczów i dlatego wygraliśmy we Wrocławiu - twierdzi Turek.

Obecnie zespół Muiznieksa legitymuje się bilansem 15-5 i mając jeden punkt przewagi nad Anwilem i Energą Czarnymi (z obiema drużynami ma lepszy bilans bezpośrednich meczów), prowadzi w Tauron Basket Lidze, mając pewien komfort na cztery kolejki przed zakończeniem sezonu zasadniczego. - Jesteśmy szczęśliwi, że prowadzimy w tabeli i mamy nadzieję, że będzie tak do samego końca - kończy Turek.

Komentarze (0)