[tag=40775]
Denis Urubko[/tag] nie zdołał wejść na Broad Peak (8051 m n.p.m.). Himalaista z polskim paszportem próbował samotnie osiągnąć ten szczyt, ale ostatecznie zrezygnował. Nic dziwnego. Jak sam twierdzi, "Lawina zrzuciła mnie o 100 metrów. Odpadłem 50 metrów z zerwaną liną. Na szczęście nie wpadłem do szczeliny" (TUTAJ więcej szczegółów >>).
Jeden z najmocniejszych himalaistów świata nie spróbuje swoich sił również na K2 (8611 m n.p.m.). Nieoficjalnie mówiło się, że być może zaatakuje ten niezdobyty zimą do tej pory szczyt. Nic z tego. - Wyobrażam sobie, że Denis jest wyczerpany, w końcu po wycofaniu się Lotty Hintsy i Dona Bowie'ego został sam - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty przyjaciel Urubki, Bogusław Magrel.
Ministerstwo powiedziało "nie"
Magrel powiedział nam, że budżet wyprawy wyniósł około 100 tysięcy złotych na osobę. To znaczy taką kwotę wpłacił każdy z trojga uczestników. Skąd pieniądze wziął Urubko? - Denis nie zbiera datków w internecie, nie prosi przypadkowych ludzi, sam organizuje sponsorów - stwierdził Magrel.
ZOBACZ WIDEO Napoli znalazło optymalne miejsce dla Piotra Zielińskiego? "Cenią go za całokształt, a nie tylko gole i asysty"
Dowiedzieliśmy się, że Urubko kilka miesięcy temu starał się o dofinansowanie ze strony Ministerstwa Sportu, którym wówczas kierował Witold Bańka. Wniosek w jego imieniu przygotował właśnie Magrel. Efekt? - Otrzymaliśmy odpowiedź odmowną - przyznał przyjaciel Urubki, a jednocześnie czynny himalaista, zdobywca trzech ośmiotysięczników, założyciel i prezes Polskiego Klubu Alpejskiego.
Ministerstwo nie znalazło podstaw do współfinansowania wyprawy, w której uczestniczył himalaista z polskim obywatelstwem. - Chciałbym to podkreślić, aby przeciąć spekulacje, które mogłyby się pojawić, że Urubko korzystał z pieniędzy polskich podatników - dodał Magrel. - Nie korzystał.
Sponsorzy, głównie włoscy
Oficjalnie ministerstwo odmówiło, bowiem nie dopuszczało finansowania poza strukturami Polskiego Związku Alpinizmu. Nieoficjalnie, podobno ostatnia polska wyprawa na K2 (na początku 2018 roku) kosztowała ministerstwo milion złotych (TUTAJ więcej szczegółów >>), a nie dość, że zakończyła się porażką sportową, to jeszcze niektórzy z jej uczestników nie wytrzymali ciśnienia i powstał bardzo kontrowersyjny obraz medialny. Żeby nie powiedzieć: żenujący. Ministerstwo zraziło się do takich wypraw.
Urubko zorganizował pieniądze w inny sposób. - Znalazł finansowanie głównie we Włoszech - powiedział Margel. - Nie wyciągał pieniędzy od przypadkowych ludzi. Skupił się na wieloletnich partnerach.
Margel żałuje, że wyprawa była tak skromna - tylko trzy osoby. Jego zdaniem to właśnie zdecydowało o niepowodzeniu. - "Krótka ławka" to był największy problem - ocenił. - Kiedy zachorował Bowie, było wiadomo, że Denis nie da rady. Nie miał pomocnika.
Zabrakło pomocników
A gdyby tak Urubko miał u swojego boku jeszcze dwóch, trzech mocnych pomocników? - To wtedy byłaby inna sytuacja - powiedział Margel. - Można byłoby pokusić się o szczyt.
Margel żałuje, że sam nie mógł jechać w góry z Urubko. Padł taki pomysł, ale... - 100 tysięcy złotych to dla mnie kwota zaporowa - stwierdził. - Mam rodzinę, zobowiązania, również finansowe, nie mogłem pozwolić sobie na taki wydatek. A szkoda, teraz widzę, jak bardzo przydałbym się Denisowi.
Obecnie Urubko zapewne będzie likwidował obóz i po kilku dniach trekkingu dotrze do cywilizacji, a potem zorganizuje lot do Europy. Dokąd poleci? Najprawdopodobniej do Włoch, gdzie mieszka na stałe. W Polsce ma się pojawić już w marcu i kwietniu. Będzie miał kilka prelekcji, w różnych miastach i przy różnych okazjach.
Margel: - Jak tylko będzie z nim stały kontakt, to dopniemy terminy. Zainteresowanie jego wystąpieniami jest ogromne. Na brak pracy w najbliższych tygodniach z pewnością nie będzie narzekał.